Drodzy czytelnicy, czy ktoś z was wybiera się może do Peru? Do
Cuzco? Zobaczyć ruiny Machu Picchu (słono za te przyjemność
płacąc) (200 soli za sam wstęp)? Polecam w takim przypadku
odwiedzenie również wsi Pisak. Inkaskie ruiny są tu również
imponujące, ale nie są tak sławne, bo nigdy nie zostały
zapomniane, nie było dramatycznego odkrycia przez angielskiego
podróżnika opisanego szeroko w anglojęzycznej prasie. Za wstęp
płaci się mniej słono, a jeśli się wie o tym, że przy kasach
pojawiają się bramkarze dopiero od ósmej, a o szóstej nikogo nie
ma, to można je zobaczyć za friko. Ale ruiny ruinami, w Pisaku w
przeciwieństwie do Maczu, mieszkają żywi ludzie i za ich
zobaczenie nic płacić nie trzeba. Rynek w Pisaku, na który licznie
zjeżdżają kolorowo ubrani wieśniacy z okolicznych wsi, stał się
też atrakcją turystyczną, wobec czego autobusy z turystami do
Maczu zajeżdżają również do Pisaka. Z autobusów wysypują się
tłumy Gringów i fotografują kolorowo ubranych wieśniaków, a
zwłaszcza wieśniaczki. Co ciekawe – inaczej niż na innych
kolorowych rynkach świata, wieśniaczki nie protestują. Już raczej
zagadują, dają się sfotografować a potem próbują coś sprzedać.
Najwyraźniej wyczuły, że Gringom trudniej jest w takiej sytuacji
odmówić.
To tłumy Gringów spowodowały, że rynek w Pisaku znacznie urósł
i teraz tylko może ćwierć to prawdziwy wiejski rynek, trzy czwarte
to stragany z pamiątkami, w dużej części wyprodukowanymi w
Chinach. Ale nie wszystko jest chińskie. Czasem można spotkać na
ulicy Indiankę sprzedającą indiańskie tkaniny i z nudów tkającą
coś małego na malutkich krosnach naciąganych stopą. A na
straganie sprzedającym akwarele można zobaczyć Indiankę malującą
następny obrazek. Ma ona tych obrazków sporo, wszystkie bardzo do
siebie podobne.
Tu się pojawia pytanie – czy malowane seryjnie obrazki to kicz?
Jaka jest definicja kiczu? Zarówno w Pisaku jak i w Cuzco jest sporo
galerii z obrazami, których duża część to bohomazy, ale te
akwarelki malowane przez Indiankę mają w sobie dużo uroku. No ale
czy to właśnie nie jest definicja kiczu – obrazy malowane
seryjnie?
Przechadzając się po rynku w Pisaku nawiązałem kontakt werbalny z
osobą malującą seryjnie akwarelki. Ma na imię Ruth i jest zupełną
amatorką, nigdy nie uczyła się malować. Najpierw kilka obrazków
od niej kupiłem, a potem zapytałem, czy mogę parę sfotografować
dla prasy, Boczyła się początkowo mówiąc, że jak zrobię
zdjęcie, to będę mógł potem z komputera powielać, a ona nic z
tego nie będzie miała. Ja jej próbowałem tłumaczyć, że artykuł
w prasie, nawet w małym polskojęzycznym pisemku w Londynie, na
dłuższą metę może jej przysporzyć klientów. W końcu dała się
przekonać i nawet pozowała do zdjęcia malując.
Chodząc
później wśród tych straganów widziałem więcej takich akwarel
przedstawiających indiańskie babuleńki, w trochę innym stylu, ale
podobne. Może to nieodkryta szkoła malarstwa? The
Pisaq school of painting.
Brzmi całkiem imponująco. Tylko wszystkie te akwarelki malowane są
jako pamiątki dla turystów. Czy takie coś można traktować jako
poważne malarstwo? Może to po prostu pisanki z Pisaka?
Powyższe spisałem w Pisaku, gdzie nie przyjechałem autobusem
pełnym Gringów, tylko lokalnym busikiem wożącym Indian z i do
Cuzco. Te busiki odjeżdżają w Cuzco z ulicy Puputi. W języku
Indian Keczua puputi znaczy pępek. Cuzco dla Inków było pępkiem
świata, a Puputi to pępek Cuzco. Za podróż minibusem nie trzeba
płacić słono, tylko cztery sole. Droga kręta przez góry, zboczem
doliny, widoki zapierają dech. Drodzy czytelnicy, radzę w tych
busikach zapinać pasy! Dla tutejszych kierowców takie rzeczy jak
znaki drogowe czy podwójne linie namalowane na środku drogi to
czysta dekoracja. Byłem tam krótko, ale i tak zdążyłem zobaczyć
busik, który wyleciał z szosy i pojechał w dół po zboczu. W Peru
wprawdzie nie ma zwyczaju zapinania pasów, ale jeśli chce się na
pewno żywcem do Pisaka dojechać, pójść o świcie zobaczyć
ruiny, kupić od Ruth pisanki i potem wrócić i komuś tę wizytę
opisać, to lepiej zerwać ze starym inkaskim zwyczajem i zapiąć
pasy.
No comments:
Post a Comment