Friday, June 19, 2020

Pisanki z Pisaka.



Drodzy czytelnicy, czy ktoś z was wybiera się może do Peru? Do Cuzco? Zobaczyć ruiny Machu Picchu (słono za te przyjemność płacąc) (200 soli za sam wstęp)? Polecam w takim przypadku odwiedzenie również wsi Pisak. Inkaskie ruiny są tu również imponujące, ale nie są tak sławne, bo nigdy nie zostały zapomniane, nie było dramatycznego odkrycia przez angielskiego podróżnika opisanego szeroko w anglojęzycznej prasie. Za wstęp płaci się mniej słono, a jeśli się wie o tym, że przy kasach pojawiają się bramkarze dopiero od ósmej, a o szóstej nikogo nie ma, to można je zobaczyć za friko. Ale ruiny ruinami, w Pisaku w przeciwieństwie do Maczu, mieszkają żywi ludzie i za ich zobaczenie nic płacić nie trzeba. Rynek w Pisaku, na który licznie zjeżdżają kolorowo ubrani wieśniacy z okolicznych wsi, stał się też atrakcją turystyczną, wobec czego autobusy z turystami do Maczu zajeżdżają również do Pisaka. Z autobusów wysypują się tłumy Gringów i fotografują kolorowo ubranych wieśniaków, a zwłaszcza wieśniaczki. Co ciekawe – inaczej niż na innych kolorowych rynkach świata, wieśniaczki nie protestują. Już raczej zagadują, dają się sfotografować a potem próbują coś sprzedać. Najwyraźniej wyczuły, że Gringom trudniej jest w takiej sytuacji odmówić.
To tłumy Gringów spowodowały, że rynek w Pisaku znacznie urósł i teraz tylko może ćwierć to prawdziwy wiejski rynek, trzy czwarte to stragany z pamiątkami, w dużej części wyprodukowanymi w Chinach. Ale nie wszystko jest chińskie. Czasem można spotkać na ulicy Indiankę sprzedającą indiańskie tkaniny i z nudów tkającą coś małego na malutkich krosnach naciąganych stopą. A na straganie sprzedającym akwarele można zobaczyć Indiankę malującą następny obrazek. Ma ona tych obrazków sporo, wszystkie bardzo do siebie podobne.
Tu się pojawia pytanie – czy malowane seryjnie obrazki to kicz? Jaka jest definicja kiczu? Zarówno w Pisaku jak i w Cuzco jest sporo galerii z obrazami, których duża część to bohomazy, ale te akwarelki malowane przez Indiankę mają w sobie dużo uroku. No ale czy to właśnie nie jest definicja kiczu – obrazy malowane seryjnie?
Chwila, chwila. Dlaczego malarstwo akwarelowe ma być traktowane inaczej, niż na przykład tkactwo? Indianki na swych przenośnych krosienkach, siedząc na ulicy i zaczepiając przechodzących Gringów, tkają istne cacuszka. Produkują je jedno po drugim, ale przecież nikt nie powie, że to kicze. A muzyka? Codziennie grane te same utwory to też produkcja seryjna, ale przecież nikt nie powie że to kicz tylko dlatego, że grany jest codziennie.
Przechadzając się po rynku w Pisaku nawiązałem kontakt werbalny z osobą malującą seryjnie akwarelki. Ma na imię Ruth i jest zupełną amatorką, nigdy nie uczyła się malować. Najpierw kilka obrazków od niej kupiłem, a potem zapytałem, czy mogę parę sfotografować dla prasy, Boczyła się początkowo mówiąc, że jak zrobię zdjęcie, to będę mógł potem z komputera powielać, a ona nic z tego nie będzie miała. Ja jej próbowałem tłumaczyć, że artykuł w prasie, nawet w małym polskojęzycznym pisemku w Londynie, na dłuższą metę może jej przysporzyć klientów. W końcu dała się przekonać i nawet pozowała do zdjęcia malując.
Chodząc później wśród tych straganów widziałem więcej takich akwarel przedstawiających indiańskie babuleńki, w trochę innym stylu, ale podobne. Może to nieodkryta szkoła malarstwa? The Pisaq school of painting. Brzmi całkiem imponująco. Tylko wszystkie te akwarelki malowane są jako pamiątki dla turystów. Czy takie coś można traktować jako poważne malarstwo? Może to po prostu pisanki z Pisaka?
Powyższe spisałem w Pisaku, gdzie nie przyjechałem autobusem pełnym Gringów, tylko lokalnym busikiem wożącym Indian z i do Cuzco. Te busiki odjeżdżają w Cuzco z ulicy Puputi. W języku Indian Keczua puputi znaczy pępek. Cuzco dla Inków było pępkiem świata, a Puputi to pępek Cuzco. Za podróż minibusem nie trzeba płacić słono, tylko cztery sole. Droga kręta przez góry, zboczem doliny, widoki zapierają dech. Drodzy czytelnicy, radzę w tych busikach zapinać pasy! Dla tutejszych kierowców takie rzeczy jak znaki drogowe czy podwójne linie namalowane na środku drogi to czysta dekoracja. Byłem tam krótko, ale i tak zdążyłem zobaczyć busik, który wyleciał z szosy i pojechał w dół po zboczu. W Peru wprawdzie nie ma zwyczaju zapinania pasów, ale jeśli chce się na pewno żywcem do Pisaka dojechać, pójść o świcie zobaczyć ruiny, kupić od Ruth pisanki i potem wrócić i komuś tę wizytę opisać, to lepiej zerwać ze starym inkaskim zwyczajem i zapiąć pasy.