W muzeum w Currarehue |
Dziś kraj Araukanów to okolica, gdzie mieszkańcy Santiago wyjeżdżają na wakacje. Miasteczko Pucon, odległe od Currarehue o kilkanaście kilometrów, to stolica sportów górskich. Ale w górach jak to w górach, czasami pada i nie ma co robić. Wtedy można zainteresować się kulturą mieszkańców tego kraju i na przykład pojechać do Currarehue, by odwiedzić Muzeum Kultury Mapuczów.
W samym muzeum nie ma zbyt wiele do oglądania, ale przy wejściu siedzi pani, która wydaje darmowe bilety i jest bardzo rozmowna. Chętnie podejmuje się roli przewodniczki i z wielkim przejęciem opowiada to, co i tak jest wypisane na ścianach, bo w muzeum jest zdecydowanie więcej komentarzy, niż eksponatów. Ale też komu się chce czytać te wszystkie komentarze? A żywą przewodniczkę można pytać o inne rzeczy, o których napisy na ścianach nie wspominają. Na przykład jeśli przewodniczka mimochodem wspomni, ze jest poetką, to można ją zapytać o poezję. Na przykład czy można zobaczyć co ona pisze. W takim przypadku poetka może wykrzyknąć „No pewnie!” i otworzyć leżący na biurku zeszyt i pokazać wypisany ręcznie wiersz, a na pytanie czy można ten wiersz przepisać celem późniejszego ewentualnego przetłumaczenia poetka może wyrwać tę kartkę z zeszytu i ci ją wręczyć.
Myślicie, że to kompletna fantazja? Że to niemożliwe? Otóż jest to zupełnie możliwe, a w dodatku mi się to właśnie przydarzyło.
Mam ten wiersz ze sobą w rękopisie autorki. Jest on o araukańskiej krwi w jej żyłach. Kilka razy słyszałem w Chile stwierdzenie, że większość Chilijczyków ma wśród przodków jakichś Mapuczów, co najwyżej niektórzy chcieliby o tym zapomnieć. Trudno się takiemu stwierdzeniu dziwić wziąwszy pod uwagę, że konkwistadorzy wybierając się za ocean raczej nie zabierali ze sobą kobiet. Zapewne wychodzili z założenia, że jakieś kobiety znajdą się na miejscu. A wziąwszy pod uwagę wygląd większości Chilijczyków, którzy różnią się od Hiszpanów choćby ciemniejszą karnacją – zapewne mieli rację.
* * *
Poetki w Currarrehue |
Chmury przepływają nad Currarehue. Góry wokół zielone, zza jednej wychyla się skała wyglądająca trochę jak czarci róg. Tak się zresztą nazywa, Cuerno del Diablo, dosłownie Czarci Róg. Trochę tak wygląda, jakby jakiś czart podsłuchiwał co się dzieje. A przecież nie dzieje się nic wielkiego. Ot, rozmowa o poezji w języku, którego mało kto już rozumie. To znaczy chodzi o poezję w tym języku pisaną, bo rozmowa odbywa się po hiszpańsku.
Poetka spotkana w muzeum zaprosiła mnie na spotkanie z inną poetką, dlatego jestem tej rozmowy świadkiem i poniekąd uczestnikiem. Poetki planują następne spotkanie, na którym będzie czytana poezja, ale moja obecność powoduje, ze padają bardziej podstawowe pytania. Jedna z poetek, imieniem Doris (ta spotkana wcześniej w muzeum), pisze tylko po hiszpańsku, ale druga, imieniem Sylvia, pisze w mapudungun, czyli języku Mapuczów. Ale kto czyta poezję w tym języku? Czy są ludzie, którzy znają tylko ten język? Nie ma takich ludzi, bo w Chile jest obowiązek szkolny, a cała edukacja jest wyłącznie po hiszpańsku. W ostatnich latach wprowadzono prawo, wedle którego w niektórych rejonach, tam gdzie Mapucze stanowią większość ludności, język araukański jest wykładany również, ale tylko jako język obcy, nie jest językiem wykładowym. Dzieci i w szkole i w domu mówią po hiszpańsku. W niektórych domach rodzice zakazują dzieciom mówić po araukańsku. Sylwia pracuje w szkole jako nauczycielka tego języka i opowiada o tym ze wzburzeniem.
„Takim rodzicom mówię – nie chcę ograniczać twojej wolności, ale spójrz do lustra. Czy patrząc w lustro możesz powiedzieć, że nie jesteś Mapuczem?
W domu Sylwii mówiło się po araukańsku. Matka w ogóle nie znała hiszpańskiego. Matka uczyła ją obcować z naturą, brała ją nad rzekę i w góry, uczyła ziół. Sylwia mówi coś po araukańsku i nagle zaczyna płakać, a potem dodaje, że jej matka mówiła, że przyjdzie czas, kiedy ludzie będą się wstydzić tego, że są Mapuczami.
A przecież nie ma się czego wstydzić. Mapucze to jeden z niewielu indiańskich ludów, którzy nigdy nie dali się podbić Hiszpanom, a armia Chile potrafiła ich sobie podporządkować dopiero wtedy, kiedy miała automatyczną broń. Pierwsza próba podboju kraju Araukanów zakończyła się wielką ucztą, na której konkwistador Pedro de Valdivia został upieczony i zjedzony przez swojego byłego niewolnika, imieniem Lautaro. Branie araukańskich niewolników kończyło się tym, że niewolnik nauczywszy się sposobu funkcjonowania białych ludzi uciekał, a potem wiedział, jak się białym ludziom przeciwstawić. Ale oczywiście nie wszyscy się wstydzą araukańskiego pochodzenia, moje rozmówczynie w oczywisty sposób nie.
Sylwia ma ze sobą kilka kartek z wierszami, już w hiszpańskiej wersji językowej. Ma też tomik swojego przyjaciela Lionela Lienlfa, dwujęzyczny, na jednej stronie wiersz po araukańsku, na drugiej hiszpańskie tłumaczenie. W czasie rozmowy nie bardzo jest czas, żeby się w to wczytać, ale Sylwia pozwala mi to przefotografować, żebym mógł się wczytać później.
* * *
Uliczka w Valparaiso |
Valparaiso nie jest w kraju Mapuczów. Jest to port, który dawno temu założył pierwszy konkwistador Pedro de Valdivia zanim został zjedzony. Dziś jest to miasto bardzo kolorowe w sensie zupełnie dosłownym – jest to chyba światowa stolica grafitti. Co druga ściana jest pstrokato pomalowana, zwłaszcza w dzielnicy zamieszkałej przez literacką bohemę. W tejże dzielnicy pomiędzy malowidłami można znaleźć małą księgarenkę, można do niej wejść i – mimo że nie jest to kraj Araukanów – można znaleźć tomik araukańskiej poezji. Tak samo synoptycznie wydany, jak ten, który przefotografowałem od poetki Sylwii, ale innego poety. To mi się również przydarzyło. Poeta nazywa się Elicura Chihuailaf, a tomik nosi tytuł „De Suenos azules y Contrasuenos”, czyli 'O snach niebieskich i snach przeciwnych'.
* * *
Krótkie spotkania, ledwie otarcie się o zjawisko, ale otarłszy się o zjawisko wiem, że ono istnieje. Ktoś pisze poezję po araukańsku, ktoś ją wydaje, a skoro ktoś ją wydaje, to zapewne ktoś ją również czyta. Jest to ciekawa poezja, bynajmniej nie grafomania. Pisana jest białym wierszem co zapewne nie jest zaskoczeniem, zważywszy, że tak pisał chilijski wieszcz Pablo Neruda. Tyle, że młodzi Mapucze piszą po araukańsku. Czy istniała tradycja pisania wierszy w tym języku? Na pewno nie, tradycyjnie nie było to język pisany, zasady pisowni zostały ustalone zupełnie niedawno. Sami poeci utrzymują, że wiersz zapisany traci część swego uroku. A zatem tradycja jest hiszpańskojęzyczna, ale podjęta w języku Mapuczów. Poeci araukańscy to ludzie z uniwersyteckim wykształceniem, którzy – jak chyba można założyć – czytali wiersze Nerudy. Żyją w świecie hiszpańskojęzycznym, zapewne po hiszpańsku mieliby więcej czytelników, niż w wymierającym indiańskim narzeczu. Dlaczego więc piszą po araukańsku?
Domyślam się, że jest to próba ratowania wymierającego języka. A język wymiera, ponieważ w Chile jest obowiązek szkolny, a cała edukacja jest po hiszpańsku, począwszy od szkoły podstawowej. Tak jest na całym świecie, młodzież porozumiewa się językiem używanym w szkole, a język rodziców wymiera. Młodzi araukańscy poeci muszą wydawać swoje książki synoptycznie w obu językach, bo nawet indiańska młodzież może mieć problemy ze zrozumieniem oryginału.
Tu pewnie powinien nastąpić tekst krytycznoliteracki analizujący tę poezję. Nie nastąpi jednakże, bowiem nie jestem krytykiem literackim. Jestem co najwyżej obieżyświatem, któremu zdarza się szperać po mało znanych kulturach. Czasami jestem również tłumaczem. Mogę zatem zaprezentować kilka tłumaczeń tego, co wyszperałem w mało znanej kulturze (ciekaw jestem, ilu z moich czytelników słyszało w ogóle, ze istnieje kultura Mapuczów). Tłumaczenia są oczywiście z hiszpańskiego, bo araukański jest dla mnie bardziej tajemniczy niż chińszczyzna.
KILKA WIERSZY POETÓW ARAUKAŃSKICH
Sylvia Navarro
Araukarie na górskim stoku nad Currarehue |
WIATR
Wiatr przemija w pośpiechu
Przeczesuje gęstwę liści
Potem przystaje zdyszany
Przemija tak jak życie
Mieli wspomnienia
Zamierzchłych lat
Umarłych miłości
GÓRSKI STOK
Kiedy księżyc rośnie
Wybieram się na schadzkę
Z górskim stokiem
Na polanie nocy
Głogi i mirty
Widzą że przychodzę.
One są świadkami
Naszej schadzki.
Wietrzyk chłodny i miękki
Pieści me włosy
Prawie bose me stopy
Odpoczywają na ziemi
Tu jestem duchem życia
Przy kojącym górskim stoku
Który przy księżycu
Śpiewa w ciszy
Leonel Lienlaf
* * *
Moje wnętrze
w tych sennych pieśniach
śpi przy ogniu
podczas gdy na zewnątrz
wiatr
każe górom tańczyć
* * *
Pośród dawnych słów
płynie me serce
przy ogniu
przygarnia mnie
* * *
Duchy przybyły
wirując wokół ognia
przyniosłem im słowo
w lisiej pieśni
PEJZAŻ
Tam daleko
spomiędzy martwych drzew
wyłania się łagodny chłopiec
bezpieczny za wąwozem
Elicura Chihuailaf
SEN W DOLINIE KSIĘŻYCOWEJ
Jestem tu wśród Białych Skał
Wzgórza i chmury się plączą,
niczym walczące węże.
Moje ciało zdaje się być rozdzielone
pomiędzy wodę i ziemię.
Od mojego ogrodu jestem tak daleko,
nie chcę o tym myśleć.
W pamięci mam róg myśliwski
(brzmienie miłości).
Biorę jeszcze gitarę i wchodzę w sen.
Układam palce na napiętych strunach.
Będę czuł ich wibracje,
kiedy zadrżą na dźwięk leśnej pieśni.
KIEDY MOJE SNY ŚPIEWAJĄ O WODACH WSCHODU
Jestem zwiędłą trawą
dającą znaki deszczowi.
Później czuję pierwsze krople
padające na łąkę.
„Jak tą wodą nasiąkam!”
słyszę siebie mówiącego,
gdy tańczę pośród kwiatów.
Kiedy się obudzę,
to mnie podniesie na duchu
i zachowa wokół mnie
aromat lawendy.
Wiersz Doris Sepulvedy |
Doris Peña Sepulveda
* * *
Wśród zapomnianych kątów
historii żyjącej w legendach
czuć krew Mapuczów
pojawia się w echach ziemi
jak wiaterek lata
z lodów zimy
z jesieni zbłąkanych w czasie
z wiecznej wiosny
krzyczy: żyję!
W moich żyłach jest krew Araukanów
droga przez stulecia
opowieści przodków
pośród nici na krosnach
na których tka się me życie
na krosnach mego istnienia
ginie me pochodzenie
w szczelinach Kordylierów
niesie moją krew
kondor szybujący
wśród błękitu nieba
oraz białych szczytów
mego araukańskiego przedwczoraj
Inny mój blog, zapraszam: