Przekraczanie strumyków w dżungli |
Ścieżka przez tropikalny las prowadzi początkowo po równinie. Raz
po raz przekraczamy leniwie płynące strumyki czerwonawej wody
ostrożnie stąpając po zwalonych pniach drzew przerzuconych przez
rzekę jako kładki. Potem ścieżka (razem z dżunglą) wchodzi
między strome skały, ostre podejścia, ciasne wąwozy. Na ostrych
podejściach człowiek ma ochotę chwytać za wystające korzenie,
ale trzeba uważać, bo po niektórych chodzą amazońskie mrówki,
które nie znają litości.
Idziemy na górę Cabari, a prowadzi nas Guedes, Indianin ze szczepu
Tukano. Ubrany jest w w podkoszulkę z wielkodziobym tukanem i
napisem: „Tukano – ritos, mitos e tradiciones. XVIII Festival,
São Gabriel do Cachoeira”. To tak żeby było wiadomo z jakiego
jest szczepu. Ale to dziś, wczoraj miał koszulkę z trupią czaszką
i napisem „Iron Maiden”, żeby było wiadomo jaką muzykę lubi.
Biwak na skale nad równiną, ognisko skrzesane w załomie, mięso
pieczone na rożnie. Rozwieszamy hamaki między drzewami, tu
zostaniemy na noc. Mięso nie jest z upolowanej w dżungli zwierzyny,
tylko kurczaki kupione w mieście na tę wyprawę. Miasto – São
Gabriel da Cachoeira, widoczne jest w oddali. Jest wprawdzie odległe
o dzień marszu przez dżunglę, ale sygnał w telefonie jest i można
wysłać pozdrowienia do znajomych w Europie. Widok zapiera dech:
porośnięta dżunglą płaska jak stół równina, tylko
gdzieniegdzie sterczą nad nią pojedyncze góry, takie jak ta, na
której stoimy. Najwyższa z nich to widoczna na horyzoncie Bela
Andormecida – Śpiąca Królewna – która rzeczywiście wygląda
jak leżąca na plecach kobieta z obfitym biustem. Pośród lasu wije
się szeroka rzeka Rio Negro, nad którą w strategicznym punkcie
leży miast São Gabriel. Guedes podaje mi udziec pieczony na
ruszcie. „Anią” mówię popisując się znajomością słowa w
języku Tukano (nauczyłem się go wczoraj, a znaczy 'dziękuję').
Emmanuel mówi, jak to samo słowo brzmi w języku Hupida. Emmanuel
jest etnologiem i ma dużą wiedzę na temat mieszkających w tej
okolicy ludów. Guedes komentuje:
São Gabriel da Cachoeira to jedyne miast w Brazylii, gdzie większość
ludności stanowią Indianie. Wyglądają oni praktycznie tak samo
jak kaboklowie w całej Amazonii, tylko kaboklowie twierdzą, że nie
są Indianami, a mieszkańcy São Gabriel należą do konkretnych
szczepów i nawet znają własne języki. Ta liczba mnoga jest
istotna, ponieważ okolice górnego Rio Negro, a zwłaszcza dorzecze
rzeki Uaupes, to tak zwany rejon kulturowy Tukano, który cechują
dość niezwykłe zwyczaje matrymonialne: Indianin Tukano może się
ożenić tylko z kobietą mówiącą innym językiem.
Cachoeira znaczy bystrzyna. Górne Rio Negro poprzecinane jest
progami wodnymi. Do São Gabriel można dopłynąć z Manaus
statkiem, ale powyżej już tylko indiańskim czółnem.
Portugalczycy zbudowali twierdzę w strategicznym miejscu nad
pierwszym progiem i dotąd sięgała ich władza, powyżej była
kraina Indian i tak naprawdę jest do dziś. São Gabriel jest na
styku cywilizacji. Indianie znad Uaupes przyjeżdżają tu zobaczyć
wielkie miasto, zobaczyć sklepy i może nawet coś kupić. Kiedyś
przywozili na sprzedaż niewolników, później kauczuk. Dziś
niektórzy przyjeżdżają na stałe, znajdują pracę, a kiedy mają
wolną chwilę - prowadzą grupę Gringów ścieżką przez las na
górę Cabari. Większość Indian przyjeżdża tu jednak tylko na
chwilę, do banku wypłacić zasiłki.
Parę dni temu Indianin spotkany na brzegu rzeki tam, gdzie cumują
łodzie Indian przybyłych z daleka, opowiadał nam jak to jest. W
ostatnich latach lewicowy rząd Brazylii przyznał Indianom zasiłek
na każde dziecko posłane do szkoły. Szkoły są we wsiach nad
Uaupes, ale zasiłek można wypłacić tylko w banku, a najbliższy
bank jest w São Gabriel. Podróż czółnem z motorkiem trwa
tydzień. Całe rodziny przyjeżdżają do miasta, rozwieszają sobie
hamaki w opuszczonym magazynie, gotują na ognisku obiady z ryb
złapanych w rzece, garnek stawiają na kilku cegłach. Nasz rozmówca
pokazywał nam to miejsce, z nami rozmawiając po portugalsku, ale z
innymi w języku Tukano. Mówił nam jeszcze, że powinniśmy
zobaczyć jeszcze inne takie biwakowisko, pokazywał nam gdzie iść.
Hamakowisko Indian w opuszczonym magazynie |
Co
to jest FOIRN? Przed przyjazdem do São Gabriel nie miałem pojęcia
o istnieniu czegoś takiego. Federação das Organizações Indígenas
do Rio Negro, czyli Zjednoczenie Organizacji Indiańskich znad Rio
Negro, to forum spotkań Indian z różnych szczepów, które do
niedawna prowadziły ze sobą ciągłą wojnę, a dziś wolą
uzgadniać wspólne stanowisko wobec problemów współczesnego
świata. Na przykład wobec rządu, który twierdzi, że terytorium
nad rzeką Uaupes to terytorium Brazylii. Są podobno gdzieś w lesie
jeszcze szczepy, które mają gdzieś postanowienia rządu i
strzelają z łuku do każdego, kto postawi stopę na ich terytorium,
ale szczepy zrzeszone w FOIRN uznały, że lepiej utworzyć grupę
nacisku, która mogłaby wpływać na decyzje rządu. Jest to jedno z
zadań FOIRN. W São Gabriel jest budynek, w którym organizacja ma
swoje biura, od frontu jest też sklepik, gdzie turyści mogą sobie
kupić tradycyjne rękodzieło prosto ze wsi ukrytych w dżungli.
Dziewczęta obsługujące w sklepiku do klientów mówią po
portugalsku, ale między sobą w języku Tukano. To od nich
dowiedziałem się, że „anią” znaczy dziękuję. W ogródku za
biurami stoi też tradycyjna, kryta strzechą maloka
– tu odbywają się wydarzenia publiczne, tu spotykają się
wodzowie przybyli z odległych wsi. Właśnie w przyszłym tygodniu
ma się odbyć taki zjazd wodzów, możemy być nawet obecni na
otwarciu uświetnionym tańcami ludu Tujuka.
Indianie w Sao Gabriel w kolejce do banku |
Emmanuel kilkakrotnie pytał dziewcząt w sklepie z rękodziełem,
czy moglibyśmy porozmawiać z którymś z dyrektorów FOIRN,
dziewczęta odpowiadały ze owszem, moglibyśmy, ale wszyscy akurat
są zajęci. Ja bym pewnie dał za wygraną, ale Emmanuel jest uparty
i w końcu jeden z wodzów zgadza się z nami porozmawiać. Jest to
Renato da Silva Matos, wódz ludu Tukano, w FOIRN pełniący
obowiązki jednego z pięciu dyrektorów. Chętnie opowiada, nie
trzeba zadawać dodatkowych pytań, a Emmanuel mu nie przerywa. Ja
zwykle takie wywiady lubię, bez zadawania pytań, kiedy mój
rozmówca mówi to, co dla niego jest ważne, a nie to, co pytający
chce usłyszeć. Tylko że ja niestety portugalskiego nie rozumiem i
muszę co jakiś czas prosić Emmanuela o tłumaczenie. No i kilka
pytań jednak mam. Co to jest ten FOIRN? Kiedy powstał? Kto go
powołał? Jakieś nazwiska? Jakieś osiągnięcia?
Otóż FOIRN powstał w 1987 roku w ramach ruchu brazylijskich Indian
walczących o swoje prawa, jako że interesy Indian tu mieszkających
nie zawsze idą w parze z interesem międzynarodowych firm chcących
wykorzystać zasoby naturalne tego kraju. Jak to ujął Renato –
kolonizatorzy widzą ten kraj jako potencjalne źródło zysku,
podczas gdy dla Indian jest to dom. Kluczową postacią w utworzeniu
FOIRN był niejaki Alvaro Tukano, którego talenty za młodu
dostrzegł pracujący w tym rejonie Brazylii lekarz wojskowy i posłał
go na uniwersytet. W latach osiemdziesiątych Alvaro spotykał się z
spotykał się z innymi przywódcami brazylijskich Indian, tworzących
grupę nacisku na władzę. W efekcie w 1988 roku wprowadzono w
Brazylii prawo przyznające Indianom prawo do pewnych terytoriów,
jednak nie było pieniędzy na to, by wytyczyć ich granice. W na
spotkaniu w Rio de Janeiro 1992 roku FOIRN uzyskał pieniądze na ten
cel od ONZ, w dużej mierze od rządu Niemiec. FOIRN ma również
wpływ na szkolnictwo, na przykład obecnie lekcje w szkołach
odbywają się nie tylko po portugalsku, ale też w językach
plemiennych. Jednak języki plemienne zanikają i w rejonie górnego
Rio Negro w użyciu są jeszcze tylko trzy: Tukano, Baniwa i
Nheengatu.
To
szkolnictwo przychodzące z zewnątrz, ale Indianie mają też własną
tradycyjną wiedzę. Ta wiedza jest zupełnie innego rodzaju, niż
wiedza białych ludzi. Na przykład wiedza pajes,
czyli
szamanów. Szamani potrafią
osiągnąć taką koncentrację, że widza całą ziemię jak malutka
kulkę. Potrafią widzieć, co będzie w przyszłości. Chociaż
wśród Tukano raczej nie ma szamanów. Tukano tradycyjnie mieli
myślicieli (pensadores),
a szamani byli wśród innych ludów, na przykład Bare albo Baniwa.
Szamani uczyli się z dala od ludzi, przez wiele lat musieli być
nie tylko w celibacie, ale nawet nie mogli widzieć kobiety. Teraz
jest mniej szamanów, bo misjonarze często walczą ze starymi
tradycjami.
Renato da Silva |
Ciekawe
rzeczy o misjonarzach opowiada Auxiliadora, która mieszka w chacie
obok naszego hotelu. Przedstawił mi ją i rozmowę tłumaczył
nieoceniony Emmanuel, który tu wszystkich zna. Auxiliadora jest
przewodniczącą związku nauczycieli indiańskich, a także wójtem
swojej wsi, zamieszkałej przez Indian ze szczepu Löw.
Jest to wieś wyjątkowa choćby dlatego, że tylko tam się używa
języka Löw,
niepodobnego do innych indiańskich języków w okolicy, z wyjątkiem
języka Hupida. Auxiliadora mówi, że w zasadzie możliwe byłoby
odwiedzenie jej wsi, choć odbywająca się właśnie konferencja
związku nauczycieli indiańskich powoduje, że jest bardzo zajęta.
Ale opowiada ciekawe rzeczy. Na przykład że ludzie w FUNAI
(brazylijskim urzędzie do spraw Indian) mówią, że misjonarze
niszczą indiańską kulturę (taki jest trend w naszych
politycznie-poprawnych czasach), a tymczasem w jej wsi to właśnie
misjonarze kupili tę ziemię, na której jej lud następnie zbudował
wieś. Ewangeliccy misjonarze bezwzględnie zakazują spożywania
alkoholu, a jak już coś, to właśnie alkohol niszczy kulturę. Tu
w mieście widać na ulicach niszczenie kultury. Wczoraj w miejscu,
gdzie mieszkają Hupida, kogoś zamordowano. To efekt alkoholu. To
właśnie wśród Hupida jest najwyższe spożycie alkoholu. Ci
ludzie w FOIRN owszem, działają z pewnym sukcesem, dostają teraz
od rządu jakieś pieniądze na projekty w środowisku Indian, ale w
FOIRN wszyscy są Tukano albo Baniwa albo Bare. Żadne pieniądze nie
są przekazywane na Hupida!
Hupida to inni Indianie, niegdyś koczujący po dżungli z łukami,
dziś koczujący po mieście z butelczyną. Tukano, Tujuka, Baniwa,
to ludy osiadłe mieszkające w dużych wsiach nad brzegami rzek, od
stuleci uprawiające maniok, od stuleci handlujące z białym
człowiekiem. Hupida, być może pierwotni mieszkańcy tych ziem, to
żyjący z myślistwa koczownicy wędrujący w małych grupkach po
dżungli pomiędzy wielkimi rzekami. W dawnych czasach Tukano
napadali na obozowiska Hupidów, zabijali mężczyzn, kobiety i
dzieci brali jako jeńców, by pracowali na polach manioku albo by
ich sprzedać Portugalczykom. Z czasem całe rodziny Hupida oddawały
się w niewolę zapewniając sobie tym sposobem bezpieczeństwo.
Pracowali na polach manioku, ale mogli też iść do lasu na
polowanie. Mówili innym językiem, ale Tukano nie brali sobie kobiet
Hupida za żony. Dziś też jest to nie do pomyślenia. Biały
Amerykanin może się ożenić z Murzynką, ale Indianin Tukano z
kobietą Hupida?
Bela Andormecida |
No comments:
Post a Comment