Wednesday, May 13, 2020

Wnuk z Vanuatu

Zostawanie wodzem na wyspie Zesłania Ducha Świętego

Wódz Roy Mata miał pięćdziesiąt żon, a kiedy zmarł, wszystkie one zostały razem z nim żywcem pogrzebane. Wódz Roy Mata był przynosicielem pokoju na archipelagu Vanuatu, tak głosi legenda. Przybył ze wschodu i podporządkował sobie wszystkich wodzów na Efate i okolicznych wyspach, tak zapanował pokój. Za jego panowania prowadzenie wojen karane było śmiercią. Kiedy zmarł, pochowane razem z nim były jego żony, a także podlegli mu pomniejsi wodzowie. Tak głosi podanie, a miejsce, gdzie Roy Mata został pochowany, do dziś otoczone jest kultem.
Legenda jak to legenda, mogła być ubarwiona albo w ogóle wymyślona. W latach sześćdziesiątych francuski archeolog Jose Garanger prowadził wykopaliska w miejscu, w którym pochowany był Roy Mata z całym dworem i znalazł tam jeden szkielet obwieszony oznakami władzy wodzowskiej oraz kilka szkieletów, które miały skrępowane ręce i nogi. Informacje o tych wykopaliskach, obficie ilustrowane zdjęciami, można znaleźć w Muzeum Narodowym w Port Vila.
Na Vanuatu wódz mógł mieć kilka żon. Jeśli miał ich kilka, musiały one być posłuszne, bo jeśli nie, to mogły skończyć w roli następnej kolacji (to nie moje sformułowanie, tak mi to opowiadał Hardiman, rodowity Ni-Vanuatu, właściciel sklepu ze sztuką w Port Vila). Na Vanuatu ludzkie mięso znikło z jadłospisu dopiero w latach sześćdziesiątych XX wieku, przy czym wcale niekoniecznie spożywani byli zdobyci na wojnie wrogowie. Najbliższa rodzina była cały czas pod ręką, a dla wodza, który miał kilka żon i kilkadziesiąt dzieci, przeznaczenie któregoś pulchnego wnuka na kolację nie stanowiło wielkiego problemu. Jeszcze na początku lat osiemdziesiątych jeden z wodzów na wyspie Malekula wybrał już sobie pulchnego i soczystego wnuka na wieczorny posiłek, ale niedoszła kolacja (też nie moje określenie, tylko Hardimana) miała osiem lat, zwęszyła co się święci i zwiała. Dziś jest kierowcą autobusu w Port Vila, Hardiman go dobrze zna i słyszał opowieść z pierwszej ręki.
Mimowolny uczestnik ceremonii mianowania na wodza
Witamy na Vanuatu, rajskim archipelagu, gdzie na niektórych wyspach nie ma dróg, nie ma samochodów, nie am prądu, nie ma bieżącej wody, nie ma betonowych budynków, wszystkie domy są zbudowane z plecionego bambusa i pni powiązanych lianami. Wszystkie – domy mieszkalne, szkoły, kościoły, nakamale (nakamal to jest główny budynek we wsi, na placu przed nim odbywają się publiczne ceremonie, takie jak śluby i nominacje na wodza). Witamy w Republice Vanuatu, która nie posiada armii, a policjantów w całym kraju jest mniej niż sześciuset, na niektórych wyspach nie ma ich wcale. Tam, gdzie policjantów nie ma, władzę sprawują wiejscy wodzowie. Tam, gdzie policjanci są, władzę również sprawują wodzowie, a policjanci wzywani są tylko w szczególnie drastycznych sytuacjach.

Jedzenie ludzkiego mięsa jest dziś nielegalne, ale żeby zostać wodzem, trzeba udowodnić, że się potrafi zabijać. Ofiarami są świnie, w czasie ceremonii nominacji na wodza czekają na swój los na placu przed nakamalem przywiązane do świeżo zasadzonego palmowego drzewka.. Przy wejściu do nakamalu orkiestra – bębniści grający na szczelinowych tam-tamach. Korowód taneczny krąży wokół ofiar, kandydat na wodza łatwy do rozpoznania w tym korowodzie, bo to on trzyma w ręku siekierę. W odpowiednim momencie knur dostaje siekierą w głowę i pada w konwulsjach, krew spływa po pysku, a korowód dalej tańczy wokół następnej ofiary. To nie jest fikcja literacka, byłem świadkiem takiej ceremonii na Wyspie Zesłania Ducha Świętego.
Wyspa Zesłania Ducha Świętego jest długa i wąska, rozciągnięta z północy na południe. Na południowej części bywają turyści, tam bowiem odbywa się rytuał inicjacyjny, którego częścią jest skakanie na główkę z wysokiej platformy z lianami przywiązanymi do kostek tak, że skaczący na ziemię nie spada, tylko nad nią zawisa dyndając z nogi. Na północy turystów nie ma, a tam właśnie byłem świadkiem zarąbywania świń. Byłem jedynym białym obecnym przy ceremonii. Za to z północy tej wyspy, jak też z sąsiadującej z nią wyspy Ambae, pochodzi elita intelektualna kraju. Na lotnisku (nazwijmy to lotniskiem, stanowi je porośnięty trawą pas startowy oraz stojąca przy jednym końcu budka) minąłem się z odwiedzającymi rodzinę wicepremierem oraz prokuratorem generalnym. Obaj chodzili z charakterystyczną laską wodza, z czego wynika, że kiedyś musieli przyłożyć siekierą w łeb świni przywiązanej do drzewka. Kandydat na wodza, którego widziałem tańczącego z siekierą w ręce, jest znanym lekarzem praktykującym w stolicy. Pastor Walter Lini, pierwszy premier niepodległego Vanuatu, też pochodził z tych okolic i tu znajduje się dziś jego grób.
Stroje ludowe na Vanuatu
Nie na wszystkich wyspach archipelagu kandydat na wodza musi zarąbać świnię. Na wyspie Tanna wodzem zostaje najstarszy syn poprzedniego wodza, tak jak Jack Waiwai, który był moim przewodnikiem po tamtejszym buszu. Widz Jack czuł ze mną pewne pokrewieństwo duchowe; miał tyle lat co ja, parę lat temu zmarła mu małżonka, tyle że w przeciwieństwie do mnie miał już grono wnuków.
Na wyspę Tanna turyści przyjeżdżają. Jest tam najważniejsza atrakcja turystyczna archipelagu: wulkan Yasur, podobno najłatwiej dostępny aktywny wulkan na świecie. Można tam samochodem terenowym podjechać pod sam stok, wybetonowaną ścieżką podejść ostatnie sto metrów na krawędź krateru i spojrzeć w charkające ogniem gardło piekła. Lotnisko na Tannie to nie skoszony pas trawy, tylko porządny wyasfaltowany pas startowy, na którym lądują wielkie odrzutowce. Lotnisko jest przy miejscowości Lenakel, zwanej przez miejscowych Black Man Town, choć cała miejskość polega na tym, że nie wszystkie budynki plecione są z bambusa. Jest tam kilka murowanych domów, w których są sklepy, bank, nawet restauracje. Byłem tam z moim małym przyjacielem Gibsonem, wnukiem wodza Jacka; chodził ze mną za rękę patrząc szeroko otwartymi oczami na wielki świat.
Lenakel to dla Gibsona wielki świat, na codzień mieszka po drugiej stronie wyspy, we wsi Iatapu. Jest to tak zwana „kastom village”, gdzie turyści mogą przyjechać i sfotografować Papuasów wykonujących ludowe tańce w tradycyjnych strojach. Na wyspie Tanna tradycyjny strój męski składa się wyłącznie z pokrowca na penisa, oczywiście znacznie większego niż sam penis i zawsze sterczącego w górę; strój kobiecy to spódnica z trawy zasłaniająca również pośladki (ale góry już nie). Mieszkańcy wsi Iatapu ubierają się w te stroje wyłącznie wtedy, kiedy przyjeżdżają turyści zobaczyć tradycyjne tańce i płacą za przywilej robienia zdjęć. Za zarobione pieniądze mieszkańcy wsi kupują normalne ubrania, które noszą na codzień. Ale tylko dorośli, dzieci takie jak mój czteroletni przyjaciel Gibson biegają tak, jak je Pan Bóg stworzył.
Ja to wiem, bo kilka dni w tej wsi mieszkałem. Widziałem, jak przyjeżdżają turyści z aparatami, a mieszkańcy rozbierają się na ich cześć. A mały Gibson przez te kilka dni wszędzie ze mną chodził trzymając mnie za rękę, w stroju Adamowym oczywiście. Ubrano go tylko na wyprawę do Lenakel, Miasta Czarnych Ludzi. Nie wiem dlaczego sobie tak mnie upodobał, nie mogłem sobie z nim nawet pogadać, bo czterolatek po angielsku nie umiał. Kiedy musiałem wyjeżdżać, mały Gibson się popłakał. Siedzieliśmy przy moim ostatnim śniadaniu, mały Gibson u mnie na kolanach, a jego dziadek, wódz Jack, ze mną przy stole.
Jeśli chcesz, możesz go zabrać ze sobą”, mówił wódz Jack.
Jak to zabrać ze sobą? Przecież on by płakał za mamą i tatą, a mama i tata też by płakali.”
No może by płakali, ale ty mu dasz moc, a w przyszłości on będzie mógł pomóc swojej wspólnocie.”
Wódz Jack mówił najzupełniej poważnie.

Mój przyjaciel Gibson




Tę opowieść, a także parę innych, można znaleźć w mojej książce Pytania Obieżyświata. Wszystkie opowieści w niej zawarte są na niniejszym blogu. Jednakże witryny mają to do siebie, że są czas jakiś, potem znikają, a książka raz wydrukowana, już zostanie. Nikt tej książki nie wydał, ale lulu.com wydrukuje egzemplarz, jeśli się go zamówi.  



No comments:

Post a Comment