Monday, March 6, 2023

Sranie pod siebie, czyli ekologia

Wilf Batty po udanym polowaniu 
14 czerwca 1936 roku stanowy rząd Tasmanii zdecydował się objąć prawną ochroną pewne bardzo – jak przypuszczano – rzadkie zwierzę: tasmańskiego wilka workowatego. 7 września tegoż roku ostatni na świecie wilk workowaty trzymany w niewoli zdechł w ogrodzie zoologicznym w Hobart, stolicy Tasmanii. Ostatni raz tego zwierzaka na wolności widziano sześć lat wcześniej. Widział go farmer Wilf Batty, który - nawiasem mówiąc ­– natychmiast go zastrzelił. Od tego czasu można to zwierzę oglądać jedynie na starych fotografiach.

Owa historia prawnej ochrony wilka workowatego znakomicie ilustruje ochronę przyrody w naszej wspaniałej zachodniej cywilizacji. W naszej wspaniałej zachodniej cywilizacji tak naprawdę liczy się tylko działalność przynosząca zysk, w najlepszym razie natychmiastowy, w gorszym po kilku latach, w żadnym razie po okresie dłuższym niż życie jednego człowieka. Negatywnymi skutkami działalności przynoszącej dziś zysk będą się martwić nasze dzieci albo wnuki. Jest to podejście, które można podsumować zgrabnym polskim powiedzonkiem: sranie pod siebie.

Przyznać należy, że jest to podejście charakterystyczne nie tylko dla cywilizacji zachodniej, ale dla wszystkich kultur Starego Świata, czyli Europy, Azji i Afryki. Amerykański prezydent Bush odrzucający porozumienia z Kyoto celem zaoszczędzenia paru milionów dolarów nie różni się w tym względzie od kłusowników z buszu afrykańskiego, gotowych za kilka dolarów zastrzelić ostatniego goryla. Nic się w tym względzie nie nauczymy również od mędrców Orientu; owo odrzucone porozumienie z Kyoto przypomina pod wieloma względami decyzję o ochronie wilka workowatego. Istnieją jednak nadal kultury, których podejście do natury jest diametralnie różne.

Ostatni żyjący wilk workowaty
Przewodniki turystyczne po krajach Polinezji ostrzegają, by nie zbierać tam minerałów, jest to bowiem złamanie odwiecznego tabu: wyspa jest własnością przyszłych pokoleń i zabieranie minerałów uważane jest za kradzież. To właśnie z powodu tego tabu Polinezyjczycy nie godzą się na żadne formy górnictwa na swoich wyspach. Złamali owo tabu mieszkańcy wyspy Nauru, którzy w latach sześćdziesiątych sprzedawali kopane tam odkrywkowo fosfaty i byli strasznie bogaci, a dziś bogactwo minęło, a z rajskiej wyspy został księżycowy krajobraz. Łatwo zrozumieć takie tabu na wyspach Polinezji, gdzie skutki jego nieprzestrzegania są w krótkim czasie widoczne. Nie tylko jednak oceaniczne kultury mają takie podejście do przyrody.

W północnej części Kolumbii Brytyjskiej, po wschodniej stronie Gór Skalistych, mieszkają Indianie należący do ludów zwanych po angielsku Cree oraz Beaver. Zgodnie z traktatami zawartymi z rządem Kanady mieszkają oni w rezerwatach w rejonie miejscowości Fort Nelson i Dawson Creek, ale mają też prawo wyłącznego użytkowania w celach łowieckich okolicznych dolin górskich, żyją oni bowiem z tego, co po polsku określa się sformułowaniem „myślistwo, rybołówstwo i zbieractwo”. Wśród tych ludów w latach siedemdziesiątych badania etnologiczne prowadził Hugh Brody, który następnie wyniki tych badań opublikował w książce „Maps and Dreams” wydanej w 1981 roku. Przed rozpoczęciem badań Brody zaintrygowany był doniesieniami o niezrozumiałych konfliktach o polowania pomiędzy Indianami a lokalnymi władzami. Lokalne władze zgodnie z traktatami zezwalały białej ludności na polowania w dolinach, w których Indian od wielu lat nikt nie widział. Indianie protestowali, ale jakoś nie było dokładnie wiadomo o co chodzi.

Krajobraz rajskiej niegdyś wyspy Nauru

Brody mieszkał wśród Indian i chodził z nimi po dolinach tropiąc zwierzynę. W ten sposób dowiedział się rzeczy, których nigdy nie dowiedziałby się zadając pytania, bowiem dla Indian pewne rzeczy są oczywiste i nie przychodzi im do głowy, że dla kogoś oczywiste mogą nie być. Jedną z takich oczywistych rzeczy jest zasada polowań rotacyjnych: Indianie ustawicznie przemierzają swój teren tropiąc zwierzynę, dzięki czemu znają w przybliżeniu stan pogłowia w poszczególnych dolinach, ale świadomie zostawiają niektóre doliny na kilka lat odłogiem, by owo pogłowie wzrosło. Podobnie sprawdzają co jakiś czas stan żeremi nad poszczególnymi potokami, ale sidła zastawiają dopiero wtedy, kiedy kolonia jest dostatecznie liczna. Decyduje o tym zazwyczaj najstarszy czy też najbardziej doświadczony tropiciel w grupie. Natomiast samo polowanie nie stanowi problemu i jest w pewnym sensie rutyną: Indianin bez problemu potrafi podejść do zwierzęcia na odległość pewnego strzału.

Indianie ci polują z użyciem strzelb, w swoich rezerwatach mieszkają w domach, a sprzedawszy w mieście bobrowe futra kupują następnie gorzałkę. W jakiś więc sposób włączeni są do przywiezionej ze Starego Świata cywilizacji białego człowieka, ale tak naprawdę nie rozumieją jej. Nie rozumieją, jak ludzie z miast mogą przyjeżdżać samochodami i strzelać do łosi, choć nie mają pojęcia ile łosi w danej dolinie mieszka. Polowanie na ślepo, strzelanie do ostatniego wilka workowatego czy też ostatniego tura, byłaby dla tych Indian rzeczą zupełnie niepojętą. Tym bardziej niepojęta byłaby dla nich nieświadomość: jak można nie wiedzieć, że to już ostatni okaz tego gatunku i otaczać prawną ochroną zwierzę dawno wybite do nogi!

Z tym całkowitym niezrozumieniem to oczywiście przesada, dzisiejszymi czasy zdarzają się Indianie rozumiejący w pewnym stopniu świat białego człowieka. Na przykład tacy, którzy przeszli przez edukację i sami zostali wykładowcami na uniwersytetach, jak najbardziej bodaj znany wódz Irokezów, Oren Lyons. Tacy być może nawołują do opamiętania, jak właśnie Oren Lyons w swych mowach wygłaszanych przy różnych okazjach przypomina, że powinniśmy pamiętać o siódmym pokoleniu naszych potomków. Pamiętajcie o siódmym pokoleniu! – wzywa Oren Lyons. Bo Oren Lyons jest dobrze wychowany i używa delikatnego języka. Wezwanie to mogłoby równie dobrze brzmieć: Ludzie, przestańcie srać pod siebie!



Więcej podobnych tekstów w mojej książce 

"ADRENALINA, czyli antologia przeciwnych poglądów"



No comments:

Post a Comment