Thursday, July 18, 2024

Czy można urodzić się gejem? (cykl tekstów z adrenaliną)

Nie podejmuję tego tematu dlatego, że mam jakąś wewnętrzną potrzebę jego podjęcia. Raczej podejmuję go dlatego, że jest to temat w naszych czasach modny, a jednocześnie podejmujące go teksty okazują kompletny brak jasności myślenia.

Zacząć trzeba od paru oczywistości. Nie od wierzeń tej czy innej grupy ludzi ani od teorii naukowych, ale oczywistości. To, że każdy człowiek kiedyś umrze, nie jest ani wierzeniem jakiejś grupy ludzi (na przykład religijnym), nie jest też teorią naukową, to jest oczywistość. To, że każdy człowiek kiedyś się urodził, też jest oczywistością. Otóż oczywistością należącą do tej samej kategorii jest twierdzenie, że narządy rodne służą do przekazywania życia. To nie jest teoria naukowa ani przedmiot wierzenia jakiejś grupy religijnej, to jest oczywistość. Zarówno przyjemność doznawana w czasie aktu przekazywania życia jak i popęd do tego, by owe akty wykonywać, są niejako podrzędne; są po to, by poszczególni osobnicy dążyli do wykonywania tego aktu.

Kolejną oczywistością jest, że je się po to, by przedłużać życie danego osobnika, a zarówno pojawiające się czasem uczucie głodu jak i przyjemność doznawana w czasie jedzenia smacznych potraw jest podrzędna; jest po to, by skłaniać danego osobnika do jedzenia. Nikt nie twierdzi (jak dotąd, nigdy nie wiadomo, co kto może za jakiś czas wymyślić), że celem jedzenia jest przyjemność doznawana w czasie spożywania smacznych pokarmów.

Istotne jest tu rozróżnienie pomiędzy celem a motywacją. Tak jak celem edukacji jest przygotowanie do lepszego startu w późniejszym życiu, ale motywacją kilkulatka do odrabiania lekcji jest cukierek, który dostanie jak skończy, tak celem jedzenia może być przedłużenie życia, ale przygotowując posiłek można o tym nie pamiętać i chcieć zjeść coś smacznego.

Dlatego twierdzenie, ze celem zachowań seksualnych jest doznawanie przyjemności jest pomieszaniem pojęć. Jest myleniem celu z motywacją. Twierdzenie, że niektórzy się rodzą z wrodzoną skłonnością do doznawania owej przyjemności z osobą tej samej płci - jest pomieszaniem tych samych pojęć. Jest oznaką braku jasności myślenia. Twierdzenie, że niektórzy się rodzą z taką właśnie skłonnością zdaje się być w ostatnich czasach jakby paradygmatem, jest to jednak paradygmat nie mający żadnych racjonalnych podstaw.

Nie ma i nie może ono mieć podstaw naukowych. Jedyne co może mieć to to, że osoby z jakimiś naukowymi tytułami takie twierdzenia głoszą. Jako się rzekło - nie jest to temat, który by mnie fascynował, nie czytałem więc rozważań z których by wynikało, że skłonności do czerpania przyjemności z zachowań seksualnych z osobami tej samej płci jest wrodzona. Wiem jednakże wystarczająco dużo o zasadach prowadzenia badań naukowych by wiedzieć, że twierdzenia takie nie mogą być wynikiem badań naukowych.

Już wyjaśniam o co chodzi. Otóż teorie naukowe wysnuwane są na podstawie eksperymentów, które inni mogą powtórzyć i sprawdzić. Mogą być też wnioski wysnuwane na podstawie danych statystycznych, które też mogą być ponownie zebrane. Aby sprawdzić skuteczność leków trzeba zawsze badać dwie grupy ludności, jednej podając lek, drugiej placebo. Dane anegdotyczne są (w takim przypadku) niedopuszczalne. Nie można naukowo stwierdzić, że lek działa, bo jakaś ciotka go użyła i zadziałało.

Tymczasem osoby czerpiące przyjemność z zachowań seksualnych z osobnikami z tej samej płci twierdzą czasem, że "zawsze ich interesowała nagość osób tej samej płci", ale są to wyłącznie dane anegdotyczne, czyli żadne. Można założyć, że skoro osoby te otwarcie określają same siebie jako "geje", to przeszły już inicjację seksualną. Czy taka inicjacja nie mogła mieć wpływu na późniejsze wybory?

W czasach kiedy ja byłem nastolatkiem i czytałem książki o seksie paradygmatem była teza, że o późniejszych wyborach decyduje prawo pierwszych połączeń, czyli inaczej - że pierwsze doświadczenia sprawiające przyjemność są następnie powtarzane. Czyli że jeśli ktoś miał inicjację z osobą tej samej płci, to następnie dążył do podobnych przeżyć. To nie była teoria naukowa oparta na badaniach, natomiast opierała się na założeniu, że wszyscy ludzie rodzą się tacy sami, a jedynie doświadczenia życiowe wpływają na późniejsze wybory. Ta teza została zastąpiona inną tezą, również nie opartą na badaniach, ale wychodzącą z założenia, że niektórzy ludzie wprawdzie wyglądają tak samo jak wszyscy, ale są już od urodzenia inni. Ta teza rozpowszechniona została tylko przez wielokrotne powtarzanie. Nie ma i nie może ona mieć podstaw naukowych.

Aby mieć rzeczywiście naukowe dane na temat tego, czy inicjacja seksualna z osobą tej samej płci ma wpływ na późniejsze wybory osoby poddanej takiej inicjacji, musielibyśmy przeprowadzić eksperyment - na przykład pewną grupę ludzi nieaktywną seksualnie poddać inicjacji z osobami tej samej płci, inną grupę kontrolną, również nieaktywną seksualnie, poddać inicjacji z osobami płci przeciwnej, a następnie mieć dane dotyczące ich późniejszych wyborów. Taki eksperyment nie tylko nie został przeprowadzony, ale przeprowadzony być nie może, bowiem w naszej kulturze jak dotąd (Bogu dzięki) inicjacja seksualna uważana jest za sferę życia zbyt intymną, by być przedmiotem eksperymentów. Dlatego właśnie trudno mi sobie wyobrazić jakikolwiek eksperyment w tej dziedzinie. Tymczasem bez przeprowadzenia badań naukowych teza, że niektórzy ludzie wyglądają wprawdzie tak samo, ale w rzeczywistości są inni niż wszyscy - jest bezpodstawna.

Piszę o wyborach (tych po inicjacji seksualnej), bowiem decyzja o tym z kim prowadzić życie seksualne - jest zawsze wyborem. Skłonności mogą mieć wpływ na wybory, ale to nie one są decydujące. Człowiek może mieć skłonność do jedzenia smacznych rzeczy na sam ich widok, ale przecież nikt je prosto z półki apetycznie zaprezentowanej żywności w supermarkecie. Wiele osób może mieć skłonność do współżycia seksualnego z osobami innymi niż współmałżonek, jednak wybiera wierność współmałżonkowi. Oczywiście jest też wiele osób, które wybierają niewierność albo i rozpustę, ale to nie skłonność jest tu decydująca. Osoby wybierające celibat wcale niekoniecznie mają do niego skłonność, podobnie jak osoby decydujące się na post wcale niekoniecznie mają skłonność do niejedzenia. Zwracam przy tym uwagę, ze piszę wprawdzie o wyborach, ale nigdzie nie napisałem, że którykolwiek wybór jest naganny.

Ten artykuł nie zawiera ocen. Jeżeli czytelnik w tym artykule widzi oceny, to sam jest ich źródłem. W żadnym miejscu nie jest tu napisane, że czerpanie przyjemności ze stosunku seksualnego z osobami tej samej płci jest naganne. Co najwyżej z tezy (oczywistej), że narządy rodne służą do prokreacji, a przyjemność doznawana przy tej okazji jest elementem podrzędnym - można wywnioskować, że doznawanie przyjemności z zachowań seksualnych z osobami tej samej płci jest zachowaniem zastępczym, czyli że narządy rodne są używane do osiągania przyjemności z pominięciem ich głównej funkcji. Tyle że taki wniosek nie jest w żadnym razie oceną. Nigdzie w tym tekście nie jest powiedziane, że zachowania zastępcze są naganne. Co więcej - wszelkie zachowania seksualne, które mają dostarczyć przyjemności nie doprowadzając do ciąży, są w takim sensie zachowaniami zastępczymi. Dotyczy to również praktyki okresowej wstrzemięźliwości, czyli powstrzymywanie się od stosunku (heteroseksualnego) w okresie płodnym kobiety, ale praktykowanie go w okresie niepłodnym. Zatem jeśli ktoś w moim tekście widzi ocenę, ten tak naprawdę sam ocenia. I w tym właśnie jest istota sprawy.

Teza o wrodzonej skłonności do pewnych zachowań seksualnych jest (jak wynika z powyższego tekstu) pozbawiona racjonalnych podstaw, a jednak jest z jakiegoś powodu uparcie głoszona. Z jakiego powodu? Jestem skłonny sugerować, że odpowiedź jest zawarta w samej tej tezie. Wrodzone skłonności miałyby tłumaczyć pewne zachowania. Tylko po co takie tłumaczenie? Dla porównania preferencje kulinarne są również różne, a przecież nikt nie powtarza uparcie tezy o wrodzonej skłonności do tej czy innej preferencji kulinarnej. No tak, ale nikt nie uznaje żadnej preferencji kulinarnej za naganną. A kto uznaje za naganne preferencje seksualne? Otóż jestem skłonny przypuszczać, że sam fakt szukania usprawiedliwienia dla jakichś zachowań seksualnych sugeruje, że owi szukający uważają tego rodzaju zachowania za naganne.

Dodatkowym problemem jest użycie słów "miłość" i "kochanie". Niektórzy podobno "kochają" osoby tej samej płci i dlatego powinni z tymi osobami współżyć seksualnie. W zasadzie jest to nadużycie, świadome mieszanie pojęć ułatwione tym, że słowa "miłość" i "kochanie" mają wiele znaczeń, nierzadko przeciwstawnych. Nikt się przecież nie dziwi miłości między rodzicami a dziećmi (a więc także między matką a córką lub między ojcem i synem), ale jeśli w tym kontekście zachodzą jakieś kontakty seksualne, są one uważane (nawet w naszym świecie pomieszanych pojęć) za zboczenie. Jednakże słowo "miłość" może mieć znaczenia przeciwstawne nawet w sytuacji, kiedy kontakt seksualny nikogo by nie dziwił. Mężczyzna kochający kobietę zamężną może (jednym znaczeniu tego słowa) robić wszystko, by mieć ją dla siebie, a więc i doprowadzić do rozpadu małżeństwa, może też (w przeciwnym znaczeniu) robić wszystko, by była szczęśliwa w swym małżeństwie (tak jak robił główny bohater filmu "Casablanca"). Dlatego twierdzenie, że "miłość" musi prowadzić do kontaktów seksualnych, jest nieuzasadnione. A jednak jest uparcie powtarzane. Dlaczego? Znów mi to wygląda jakby ktoś szukał usprawiedliwienia dla zachowań, które sam w głębi serca uważa za naganne.

Jednakże jest też bardziej złowroga strona tezy, że niektórzy ludzie wprawdzie wyglądają tak samo, ale w rzeczywistości są od urodzenia inni niż otaczająca ich większość. Taka teza była już kiedyś głoszona, też stała się paradygmatem przez czcze powtarzanie, powtarzana była przez autorytety z tytułami uniwersyteckimi, poparta wywodami uznawanymi podówczas za "naukowe". Żeby nie być gołosłownym rzucę jedno nazwisko: Houston Stewart Chamberlain, sztandarowa postać tak zwanego "naukowego rasizmu". Głosił on, że niektórzy ludzie wprawdzie wyglądają tak samo jak inni, ale mają wrodzoną tendencję do niszczenia społeczeństwa i w zasadzie należałoby się ich pozbyć. Wtedy nie chodziło o skłonności do zachowań seksualnych tylko o to, jaką religię wyznawali przodkowie. Wtedy również nie było żadnych badań, które można by uznać za naukowe, było jedynie powtarzanie. Jak się to wszystko skończyło, wiadomo.


* * *

Kilka słów gwoli powtórki, bo mam wrażenie że trzeba tu trochę łopatologii.

Ten tekst jest świadomie napisany bez oceniania by było jasne, że oceniającym jest tak naprawdę czytelnik. Piszę wprawdzie o wyborach, ale nigdzie nie jest napisane, że ten czy inny wybór jest naganny. Jeśli czytelnik widzi w tym tekście ocenę, to on jest jej źródłem. Napisałem ten tekst widząc, że teza o "wrodzonej" skłonności do pewnych zachowań stała się jakby paradygmatem, a ja sądzę, że nie ma on żadnych podstaw.

Celem tego tekstu nie jest ocenianie i tak naprawdę moja ocena tej czy innej aktywności jest tu bez znaczenia. Celem tego tekstu jest pokazanie, że:

  • - samo szukanie usprawiedliwienia dla jakieś aktywności jest podbudowane oceną, czyli inaczej kto szuka usprawiedliwienia, ten sam tak naprawdę ocenia (oczywiście negatywnie, skoro szuka usprawiedliwienia).

  • - twierdzenie, że pewne skłonności seksualne są wrodzone, nie ma i nie może mieć uzasadnienia naukowego, bowiem ewentualne badania dotyczyłyby sfery zbyt intymnej, by mogła być przedmiotem eksperymentów. Dlatego takie uparcie powtarzane twierdzenie jest w swej istocie szukaniem usprawiedliwienia.

Nie jest celem tego tekstu udowodnienie, że pewne skłonności nie mogą być wrodzone, a jedynie, że nie można takiej wrodzoności naukowo udowodnić. Skoro nie można udowodnić wrodzoności, to nie można również udowodnić tezy przeciwnej, ale to nie ma się nijak do argumentu: twierdzenie, że pewne skłonności seksualne są wrodzone, nie ma i nie może mieć uzasadnienia naukowego.

Piszę też o oczywistościach, bo w dzisiejszym świecie "nauka" stała się jakimś fetyszem, osoba z tytułem naukowym jest - niczym jakiś kapłan - niepodważalnym autorytetem. A przecież do niektórych twierdzeń wcale nie trzeba nauki, bo są oczywiste. Mi chodzi przede wszystkim o jasność myślenia. Teza o "wrodzoności" jest akurat w modzie, moda z całą pewnością przeminie, natomiast istotne jest, by nie przeminęła jasność myślenia.

I na koniec trochę łopatologii o ostatnim akapicie. Obecnie modne są zarówno teza o "wrodzonej skłonności do pewnych zachowań" jak i pozytywne nastawienie wobec osobników, którzy takie "wrodzone skłonności" mają. To się może zmienić, na przykład może pozostać teza o "wrodzoności", a pozytywne nastawienie się może przestać być pozytywne. Nastawienie do Żydów zmieniło się diametralnie, tak samo może się zmienić nastawienie do gejów. Już w tej chwili zaczyna się uważać skłonność do pedofilii za wrodzoną, ale już nastawienie do osób ją przejawiających pozytywne nie jest. Czy trudno sobie wyobrazić nagonkę na ludzi o takich czy innych skłonnościach, a za ileś tam lat przejęcie władzy przez jakąś partię, która będzie wcielać w życie jakieś absurdalne tezy? Dlatego uważam, że obrona jasności myślenia jest bardzo istotna.



Więcej podobnych tekstów z dodatkiem adrenaliny w mojej książce 

"ADRENALINA, czyli antologia przeciwnych poglądów"



Saturday, July 13, 2024

Feminizm jako choroba psychiczna (cykl tekstów z adrenaliną)

Dziś będzie o takiej kulturze, której z różnych względów postanowiłem nie nazywać po imieniu. Dlaczego? Na razie zmilczę, tym niemniej zapewniam, że pomimo dziwności opisywanych poniżej zachowań jest to najprawdziwsza kultura rozwijająca się w wysoko rozwiniętym kraju.

Otóż w pewnym kraju za górami za lasami powszechnie uznaną teorią powstania i rozwoju życia na Ziemi jest teoria ewolucji. Z teorii tej wynika, że istoty żywe ciągle się zmieniają, powstają wciąż nowe gatunki, w wyniku takiej ewolucji wzmacniane są cechy przysparzające potomstwa, natomiast eliminowane są cechy zmniejszające szanse na potomstwo. Teoria owa wydaje się być na pierwszy rzut oka całkiem sensowną, na drugi rzut oka też, dlatego dziwić może, że w owym kraju pojawił się w pewnym momencie ruch dążący do odrzucenia tej teorii. Podstawą do tego odrzucenia ma być sprawiedliwość społeczna. Dziwne, prawda? Ja też się dziwię. Istnieje w owym kraju spora grupa ludzi, która zamiast normalnych zachowań seksualnych prowadzących do stosunku seksualnego pomiędzy osobnikami przeciwnej płci i ostatecznie do prokreacji – woli zachowania, które również nazywa seksualnymi, ale które seksualnymi z definicji być nie mogą, bowiem odbywają się pomiędzy osobnikami tej samej płci, czyli w żadnym razie do prokreacji prowadzić nie mogą, czyli – jeszcze innymi słowy – są całkowicie bezpłodne. Zachowania te objęte zostały tą samą nazwą, ponieważ towarzyszy im zdejmowanie majtek (które w owym kraju kojarzy się z seksem) oraz pobudzanie narządów płciowych. Osobnicy owi bardzo lubią się oddawać takim zastępczym zachowaniom, twierdzą przy tym, że odczuwana przez nich tendencja jest wrodzona. Teza o wrodzonej skłonności do erzacu dowodzi oczywiście, że teoria ewolucji jest nieprawdziwa, bowiem wedle niej cecha obniżająca szanse wzbudzenia potomstwa powinna zostać wyeliminowana wiele milionów lat temu. Tymczasem zwolennicy erzacu uważają się za inny rodzaj ludzi stanowiący mniejszość i – domagający się praw. Jednym z głównych żądań jest oficjalne uznanie tej tendencji za wrodzoną. Skoro normalne zachowania seksualne są wrodzone, to skłonność do zachowań zastępczych powinna być uznana za wrodzoną, wówczas głoszenie tezy przeciwnej byłoby nielegalne. Tak więc teorię ewolucji należy zdelegalizować.

Zwolennicy erzacu w owym kraju domagają się praw, które nazywają równymi, ale tak naprawdę chodzi nie o prawa równe, lecz równiejsze. Twierdzą oni nierzadko, że nie mają „żadnych praw”, ale jest to oczywista nieprawda, mają bowiem prawa dokładnie takie same jak wszyscy inni. Mają prawo do wchodzenia do wszystkich restauracji i autobusów, mają prawo do nauki, do opieki zdrowotnej, do służby w armii, do głosowania i do kandydowania we wszelkich wyborach, mają prawo do zawierania małżeństw z (tak jak wszyscy inni) osobami płci przeciwnej i po zawarciu takiego małżeństwa do adoptowania dzieci. Zwolennicy erzacu twierdzą jednak, że prawa do adopcji nie mają. Żądają oni, by „małżeństwami” nazywano związki dwojga osobników płci tej samej i by takie „małżeństwa” miały prawo adoptować dzieci. Żądają oni, by – jak na pewnej planecie, którą swego czasu odwiedził sławny podróżnik Ijon Tichy – oficjalnie zadekretowano, że np. mężczyzna może być matką, ewentualnie że dziecko nie potrzebuje matki (co w sumie na jedno wychodzi). Żądają oni również, by oficjalnie zadekretowano, że prawo do adopcji ma nie dziecko, że to nie dziecko ma prawo bycia adoptowanym przez najlepszą dlań rodzinę, lecz że mają je potencjalni „rodzice”, którzy dziecka potrzebują, by na nim spełniać jakieś swoje naturalne potrzeby.

Nie jest to jedyny ruch walczący w tym kraju o sprawiedliwość społeczną i posługujący się w swej walce tego rodzaju błyskotliwą inteligencją. Istnieje tam pewna grupa kobiet (mniejszość, na szczęście dla kobiet w ogólności), która uważa, że jest prześladowana ze względu na swoją kobiecość. Przykłady owego prześladowania podaje różne, jeden z nich, dość typowy, jest następujący: w dominującej w owym kraju religii funkcje kapłańskie spełniali zawsze wyłącznie mężczyźni. Kapłaństwo jest oczywiście uważane za służbę, sam ryt święceń kapłańskich zawiera szereg znaków pokory (jak leżenie przez jakiś czas krzyżem), owe bojowniczki domagają się jednak tego, by i one mogły służyć w taki sposób, w jaki one uznają za stosowne. Jakoś nie przychodzi im do głowy, że domaganie się jest niekompatybilne z pokorą. Nie przychodzi im do głowy, że służba polega na robieniu tego, o co się jest poproszonym, a nie na domaganiu się. Z tego wynika, że bojowniczki owe nie domagają na umyśle. Na całe szczęście stanowią one mniejszość stanu kobiecego, większość kobiet jest zdrowa na umyśle i potrafi zrozumieć znaczenie słów i zachowań.

Owe domagające się kobiety nie potrafią poprawnie rozumować, nawet lekcja marksizmu spłynęła po nich jak po kaczce. Przypomnijmy na wstępie na czym polegał marksizm. Otóż w owym systemie wniosek był z góry ustalony, a całe „rozumowanie” polegało na znajdywaniu „przesłanek” mających ten wniosek uzasadnić. Oczywiście tego rodzaju „rozumowanie” jest równie płodne, co zabawa dwóch facetów pobudzających wzajemnie swe genitalia. „Przesłanki” tym sposobem znalezione niczego nie udowadniają, mogą jedynie zwodzić i fałszować rzeczywistość. Prawdziwe rozumowanie jest procesem odwrotnym: jest to wyciąganie wniosków z posiadanych informacji, jest to proces stosowany po to, by wynikające zeń działanie miało sens. Człowiek stosujący prawdziwe rozumowanie nie ma problemów ze zmianą poglądów w przypadku zmiany (zwiększenia) zasobu wiedzy stanowiącego ich podstawę. Na tym polega warunkowość wszystkich teorii naukowych, na tej też zasadzie nowe technologie wypierają stare. Marksizm oczywiście nie należał do teorii naukowych, był tylko „teorią”, jednakże jej prawdziwość została zadekretowana i głoszenie poglądów przeciwnych było niezgodne z prawem. Głosiciele marksizmu na próby podważenia tej „teorii” reagowali nie polemiką, ale telefonem do odpowiedniej instytucji. Owe domagające się kobiety w kraju, o którym mówimy, z niedawnej historii marksizmu nie wyciągnęły żadnych wniosków i do dziś funkcjonują podobnie: mają gotową „tezę”, a całe ich „studia” oraz „rozumowanie” polega jedynie na szukaniu przesłanek mających ową tezę udowodnić. Są oczywiście i różnice, na przykład na próbę polemiki reagują one nie telefonem, lecz kocim wrzaskiem, choć dążą też do tego – na razie bez wielkiego sukcesu – by przynajmniej niektóre swoje tezy zadekretować prawnie jako prawdziwe tak, by głoszenie poglądów przeciwnych uznane było za dyskryminację i zwalczane przez policję. Na razie bez wielkiego sukcesu, bo na całe szczęście stanowią one mniejszość kobiecego rodzaju.

Dziwna kultura, prawda? Ja też się dziwię. A gdyby ktoś z polskich czytelników (lub czytelniczek) odnalazł jakieś znajome cechy i chciał się obrazić, to nie powinien, bowiem nazwę opisywanego kraju zataiłem świadomie, by ewentualnego kociego wrzasku uniknąć. Koci wrzask jest bowiem również czynnością bezpłodną, a na takowe szkoda energii.


PS (napisane po przeczytaniu kilku komentarzy)
Wygląda na to, że zbyt dużo adrenaliny nie zawsze dobrze wpływa na odbiór tekstu. Ktokolwiek odebrał go w kategoriach "biją naszych", ten powinien przeczytać ten tekst jeszcze raz. Mnie nie interesuje patrzenie na świat w kategoriach kibica sportowego, czyli podział ludzi na naszych, których trzeba bronić, oraz obcych, którym można przysrywać. Interesuje mnie wadliwy mechanizm myślenia, który tępiłem i będę tępił w każdej wersji: patriotycznej, teologicznej, feministycznej, homoseksualnej i jaka tam jeszcze może być. Chodzi o myślenie wedle schematu: najpierw jest "wniosek", potem szukanie przesłanek mających ten "wniosek" udowodnić. Nie wypowiadam się na temat dopuszczalności czy też niedopuszczalności zachowań homoseksualnych samych w sobie, natomiast nazywam je po imieniu, to znaczy zachowaniami zastępczymi. Natura wyposażyła człowieka w narządy rodne po to, by przekazywał życie; to nie jest teoria naukowa, to jest oczywistość. Wynika z niej, że wykorzystanie tychże narządów w innych celach jest zachowaniem zastępczym. Budowanie "naukowych teorii" mających dowieść czegoś innego jest - niezależnie od ilości naukowych tytułów twórcy takiej "teorii" - wadliwym myśleniem wedle wyżej przedstawionego schematu.
W powyższym tekście mi nie chodzi o same kobiety wyzwolone (nie mam absolutnie nic przeciwko takowym, a często mi imponują) czy mniejszości seksualne (też mi nie wadzą póki mi nie wadzą, co zaznaczam, bowiem parę dni temu niewiele brakowało, a dopuściłbym się rasistowskiego ataku na pewnym Murzynie w pisuarze na stacji Finsbury Park, który to Murzyn z takim zainteresowaniem oglądał mi kutasa, że omal mi go nie polizał). Chodzi mi o sposób myślenia. Jest to dokładnie ten sam sposób myślenia, który swego czasu w tekściku "Odruch Pawłowa a sytuacja w Polsce" opisałem na przykładzie księży oraz Hegla, bodajże użyłem nawet tych samych sformułowań. Najpierw jest wniosek, a potem cały wysiłek skierowany na to, żeby "wniosek" udowodnić. Jest to gonienie w piętkę i w najlepszym razie strata czasu, tak naprawdę sądzę, ze konsekwencje są znacznie groźniejsze. Jest to bowiem utwierdzanie się w niezrozumieniu rzeczywistości, a to nierzadko grozi katastrofą. Jest to dokładnie takie samo "myślenie", co na przykład przemysłowców wydających wielkie pieniądze na badania mające udowodnić, że ich działania nie szkodzą środowisku, potem taki Trump im wierzy, a płacić będą przyszłe pokolenia. Z feministkami i walczącymi mniejszościami seksualnymi jest to samo: igrają z ludzką psychiką posługując się jedną tylko miarą: zasadą przyjemności, ale nie wiedzą co robią, a dżinn wypuszczony raz z butelki tak łatwo do niej nie wróci. Mój głos brzmi może gniewnie, ale jest tak naprawdę ostrzeżeniem. Nie jest zbyt słyszalny, no ale cóż, robię co mogę. A z całą pewnością nie będę firmował wypuszczania dżinna z butelki.



Więcej podobnych tekstów z dodatkiem adrenaliny w mojej książce 

"ADRENALINA, czyli antologia przeciwnych poglądów"


Wednesday, July 3, 2024

Odruch Pawłowa a sytuacja w Polsce (z cyklu tekstów z adrenaliną)

Choroba społeczna (W), którą można by nazwać "przerostem uwarunkowania", panoszy się po kraju. To nie są wcale żarty, bakcyl ogarnia coraz szersze grupy ludzi, deformując ich myślenie. (I) Trzeba bić na alarm - to epidemia! Odruch warunkowy jest rzeczą normalną i konieczną, dzięki niemu chodzimy i mówimy, świadomie go wykorzystujemy ćwicząc dżudo czy grę na fortepianie. (A) Ważne jednak, by był na swoim miejscu: narzędziem pod kontrolą świadomości. Choroba - czyli zachwianie naturalnej równowagi - pojawia się w tedy, gdy uwarunkowanie zaczyna determinować świadome działanie. (R) Treść uwarunkowania może być bardzo różna, ale bez przesady można powiedzieć, że ta właśnie choroba doprowadziła do upadku wielkie państwa i cywilizacje, wyjaławiała największe nawet ruchy religijne. Przykładów można by przytoczyć setki, ale ja ograniczę się tylko do trzech; wszystkie trzy dotyczą, obecnej sytuacji w Polsce. (A)

Odruch Pawłowa a poezja.
Jestem najlepszym poetą w Polsce, mówi o sobie chyba co najmniej z setka polskich poetów. O czym to świadczy? (,) Czy o tym, że istotnie są najlepsi? Krytyk literacki ( nie tylko zresztą literacki) powinien sobie zadawać zawsze trzy pytania: 1.Co autor chce osiągnąć za pomocą wypowiedzi? 2.Czy warto to osiągnąć? 3.Czy wypowiedź rzeczywiście osiąga swój cel? (N) Zwykły czytelnik nie musi oczywiście być krytykiem, ale jeśli ma rozważać kwestię "najlepszości", to te pytania zadać sobie może i tak. A zatem co chce osiągnąć "najlepszy poeta" pisząc wiersze? (I) Z chętnie i głośno wyrażanej samooceny wnioskować można, że przede wszystkim osiągnąć chce własną sławę. A jeśli tak, to odpowiedź na pytanie drugie, z punktu widzenia czytelnika, będzie: Co mnie to obchodzi? (E) A na pytanie trzecie (zważywszy, że to właśnie reakcja czytelnika stanowi odpowiedź) będzie: Pocałuj mnie w... Stąd oczywiście płynie nauka dla poetów: przed napisaniem wiersza warto siebie samego zapytać: Co chcę przezeń osiągnąć?( )Jeżeli odpowiedzią ma być "wyrażenie siebie", to warto zadać sobie i pytanie drugie: Czy to ma sens? (W) Dlaczegóż bowiem potencjalnego czytelnika zamęczać tekstami o stanach psychicznych nieznanego sobie poety? Dlaczegóż czytelnika owego miałoby to w ogóle obchodzić? Może z takim tekstem należałoby udać się nie do wydawcy, ale do psychiatry? (I) Jestem najlepszym poetą w Polsce, mówi o sobie chyba z setka poetów. Czy świadczy to o tym, że są istotnie najlepsi? (E) Ależ skądże! Świadczy to jedynie o tym, że nie wyrośli z myślenia szkolnego: piszą wypracowania na ocenę. (R) Szkoła polska daje być może rozległą wiedzę, ale najwyraźniej kształtuje też odruch warunkowy: za dobre wypracowanie należy się pochwała. Większość jej adeptów wyrasta kiedyś ze stadium szukania pochwał jako motywu działania, ale najwyraźniej nie wszyscy. (Z) Dlaczego jakikolwiek poeta miałby być w ogóle najlepszy? Każda wypowiedź, wiersza nie wyłączając, jest po to, by coś komunikować; oceny typu "gorszy, lepszy" nie powinny być tu wplątywane. (C) Oceny takie należą do kategorii aktywności ludzkiej związanej ze zwracaniem uwagi. Potrzeba zwrócenia na siebie uwagi jest również jedną z naturalnych potrzeb psychicznych, ale ona również powinna być - tak jak uwarunkowanie - pod kontrolą świadomości. (I) Jeżeli jest ona impulsem dla działalności pożytecznej z innych względów, to dobrze. Jeżeli potrzeba zwrócenia uwagi jest jedynym motywem wypowiedzi, to mamy do czynienia z paplaniem. (E) Na marginesie mam też pytanie do krytyków, szczególnie tych deliberujących nad stanem polskiej poezji: czy nie warto by wpierw zapytać samego siebie: po co właściwie jest poezja? ( ) Jaka jest jej funkcja społeczna? Może jest skamieniałością, przeżytkiem z czasów, gdy była użyteczna i pozostała jedynie na zasadzie uwarunkowania? Nie twierdzę że tak jest, ale pytanie warto sobie zadać (F)


Odruch Pawłowa a poglądy
Rozumowanie jest wyciąganiem wniosków z posiadanych informacji, jest procesem myślowym stosowanym po to, by wynikające zeń działanie miało sens. Wynikiem rozumowania jest POGLĄD. (E) Wada w myśleniu pojawia się wówczas, gdy osoba głosząca pogląd identyfikuje go ze swym "honorem", kiedy obalenie poglądu staje się utratą twarzy. Wówczas zaczyna się "rozumowanie" nie po to, by wyciągnąć właściwe wnioski, ale po to, by usprawiedliwić pogląd. (N) Jest to częsta choroba uczonych, szczególnie humanistów. Łysenkę zdemaskowały drzewa, ale kretyni tacy jak Hegel do dziś mają poważanie. (R) Pół biedy byłoby, gdyby pogląd był zawsze wnioskiem rozumowania, choćby błędnego; rzecz w tym, że wcale nie zawsze tak jest. Gdyby tak było, to nie byłoby problemu ze zmianą poglądów w razie zmiany (zwiększenia) zasobu informacji stanowiącego ich podstawę. (Y) Tymczasem jakże często spotykamy się (w Polsce) z opinią, że "niezmienne poglądy" to cecha pozytywna, a "obrona poglądów" to szlachetna aktywność. W takim wypadku poruszamy się w świecie uwarunkowań. (C) Dla przykładu poglądy religijne - sedno religii jest poza uwarunkowaniami, ale cały szereg związanych z nią zachowań i sposobów myślenia jest wynikiem uwarunkowania (np. wpływ rodziców: Będziesz miał taki światopogląd jak ci mówię, inaczej nie masz się co w domu pokazywać; zazwyczaj metody są łagodniejsze, lecz nie mniej skuteczne. Najbardziej jaskrawym przykładem jest tu zawód księdza. Ksziądz jest zawodowym obrońcą poglądów nakazanych, niezależnie od własnych wątpliwości. (H) Głoszenie poglądów wbrew własnemu przekonaniu jest jawnym kłamstwem, dlatego w razie wątpliwości dla zachowania "czystości sumienia" ksiądz sam musi sobie udowodnić wątpiony pogląd. Jest to samoindoktrynacja, szczególnie szkodliwy proces myślowy polegający w zasadzie na uwarunkowywaniu samego siebie. (O) Wątpliwości wypchnięte są do podświadomości, by głosić kazania w zgodzie z sumieniem, lecz taka "prawdomówność" jest tylko pozorna. Szczególna szkodliwość tego procesu leży jednak gdzie indziej. (W) Kiedy mój trzyletni syn dostał trzykołowy rower, nie umieją na nim jeszcze jeździć wsiadał nań i wołał: Pędzę! Pędzę! Na całe szczęście nie uwierzył w to, że na tym polega jazda na rowerze, gdyby bowiem tak się stało - nigdy by się nie nauczył naprawdę jeździć. (I) Niestety, zbyt wielu kaznodziejów zdaje się sądzić, że samoindoktrynacja jest "pogłębianiem wiary". Znajdą się pewnie osoby skłonne posądzić mnie o nihilizm religijny czy też "bezbożność". (,) Osobom tym chciałbym zwrócić uwagę, że przytaczając anegdotkę o moim synu nie sugeruję wcale, że na rowerze nie da się jeździć, lecz że wykrzykiwanie Pędzę! Pędzę! nie jest jazdą na rowerze.( )

Odruch Pawłowa a politykierstwo
Przedsierpniowa opozycja demokratyczna w Polsce skupiała dwa bardzo ze sobą kontrastujące typy ludzi. Pierwszy typ stanowili ci, którzy zrozumiawszy naturę systemu nie zgadzali się nań albo ze względu na niezgodę na zakłamanie, albo z nadzieją uniknięcia jego niszczących skutków praktycznych, np. ekonomicznych. Dla nich indoktrynacja komunistyczna była próbą uwarunkowania wolnego umysłu. (O) Drugi typ stanowili tacy, którzy uwarunkowani byli na inną ideologię lub światopogląd i oponowali przeciw próbom przewarunkownia ich na komunizm. (N) Dla tych indoktrynacja komunistyczna była próbą zastąpienia Piłsudskiego czy Matki Boskiej Częstochowskiej - Leninem. Nie próbowali oni nawet zrozumieć komunizmu, lecz odrzucali go w całości razem ze wszystkimi osobami, które się kiedykolwiek oń otarły. ( ) W dzisiejszym panteonie politycznym gołym okiem widać podział na tych, którzy uwarunkowani na Józefa P. (lub Romana D.) oraz NMP Częstochowską nie rozumieją nic z życia społecznego, za to głośno krzyczą o wartościach przez siebie wyznawanych; oraz tych, którzy przynajmniej starają się zrozumieć życie społeczne, a w każdym razie zdają sobie sprawę, że Józef P., Roman D. oraz NMP nie mają wiele wspólnego ze współczesną polityką. Kilkadziesiąt lat rządów ludzi uwarunkowanych na ideologię ustaloną przez dawno wymarłych Przewodniczących powinno nam jasno uświadomić niebezpieczeństwo pojawiające się, gdy pseudopolitycy przejmują władzę. (B) Służba poglądom to niebezpieczeństwo, które trudno przecenić. Podróże kształcą: mieszkając w Anglii dowiedziałem się, że w tym kraju osoba nie potrafiąca odróżnić opinii od faktu nie ma kwalifikacji nawet do tego, by pisać policyjny raport. (R) W Polsce najwyraźniej umiejętność odróżnienia poglądów od wiedzy wcale nie jest konieczna, by dostać się na najwyższe stanowiska państwowe, nie mówiąc już o sejmie. A czym się różnią poglądy od wiedzy? (E) Aby zilustrować to w sposób praktyczny, literkami w nawiasach wstawiłem dodatkowe zdanie w mój tekst i radzę je przeczytać Z faktu funkcjonowania odruchu Pawłowa w naszym myśleniu trzeba sobie bezwzględnie zdać sprawę. (D) Jest to warunek konieczny następnego, nie mniej istotnego kroku: odróżnienia rzeczywistej aktywności umysłowej od kłapania szczękami.

A co jest rzeczywistą aktywnością umysłową? (Z)
Na to pytanie odmawiam udzielenia odpowiedzi.
Pozostawiam ją aktywności umysłowej czytelnika. (I)




Więcej podobnych tekstów z dodatkiem adrenaliny w mojej książce 

"ADRENALINA, czyli antologia przeciwnych poglądów"