Thursday, July 18, 2024

Czy można urodzić się gejem? (cykl tekstów z adrenaliną)

Nie podejmuję tego tematu dlatego, że mam jakąś wewnętrzną potrzebę jego podjęcia. Raczej podejmuję go dlatego, że jest to temat w naszych czasach modny, a jednocześnie podejmujące go teksty okazują kompletny brak jasności myślenia.

Zacząć trzeba od paru oczywistości. Nie od wierzeń tej czy innej grupy ludzi ani od teorii naukowych, ale oczywistości. To, że każdy człowiek kiedyś umrze, nie jest ani wierzeniem jakiejś grupy ludzi (na przykład religijnym), nie jest też teorią naukową, to jest oczywistość. To, że każdy człowiek kiedyś się urodził, też jest oczywistością. Otóż oczywistością należącą do tej samej kategorii jest twierdzenie, że narządy rodne służą do przekazywania życia. To nie jest teoria naukowa ani przedmiot wierzenia jakiejś grupy religijnej, to jest oczywistość. Zarówno przyjemność doznawana w czasie aktu przekazywania życia jak i popęd do tego, by owe akty wykonywać, są niejako podrzędne; są po to, by poszczególni osobnicy dążyli do wykonywania tego aktu.

Kolejną oczywistością jest, że je się po to, by przedłużać życie danego osobnika, a zarówno pojawiające się czasem uczucie głodu jak i przyjemność doznawana w czasie jedzenia smacznych potraw jest podrzędna; jest po to, by skłaniać danego osobnika do jedzenia. Nikt nie twierdzi (jak dotąd, nigdy nie wiadomo, co kto może za jakiś czas wymyślić), że celem jedzenia jest przyjemność doznawana w czasie spożywania smacznych pokarmów.

Istotne jest tu rozróżnienie pomiędzy celem a motywacją. Tak jak celem edukacji jest przygotowanie do lepszego startu w późniejszym życiu, ale motywacją kilkulatka do odrabiania lekcji jest cukierek, który dostanie jak skończy, tak celem jedzenia może być przedłużenie życia, ale przygotowując posiłek można o tym nie pamiętać i chcieć zjeść coś smacznego.

Dlatego twierdzenie, ze celem zachowań seksualnych jest doznawanie przyjemności jest pomieszaniem pojęć. Jest myleniem celu z motywacją. Twierdzenie, że niektórzy się rodzą z wrodzoną skłonnością do doznawania owej przyjemności z osobą tej samej płci - jest pomieszaniem tych samych pojęć. Jest oznaką braku jasności myślenia. Twierdzenie, że niektórzy się rodzą z taką właśnie skłonnością zdaje się być w ostatnich czasach jakby paradygmatem, jest to jednak paradygmat nie mający żadnych racjonalnych podstaw.

Nie ma i nie może ono mieć podstaw naukowych. Jedyne co może mieć to to, że osoby z jakimiś naukowymi tytułami takie twierdzenia głoszą. Jako się rzekło - nie jest to temat, który by mnie fascynował, nie czytałem więc rozważań z których by wynikało, że skłonności do czerpania przyjemności z zachowań seksualnych z osobami tej samej płci jest wrodzona. Wiem jednakże wystarczająco dużo o zasadach prowadzenia badań naukowych by wiedzieć, że twierdzenia takie nie mogą być wynikiem badań naukowych.

Już wyjaśniam o co chodzi. Otóż teorie naukowe wysnuwane są na podstawie eksperymentów, które inni mogą powtórzyć i sprawdzić. Mogą być też wnioski wysnuwane na podstawie danych statystycznych, które też mogą być ponownie zebrane. Aby sprawdzić skuteczność leków trzeba zawsze badać dwie grupy ludności, jednej podając lek, drugiej placebo. Dane anegdotyczne są (w takim przypadku) niedopuszczalne. Nie można naukowo stwierdzić, że lek działa, bo jakaś ciotka go użyła i zadziałało.

Tymczasem osoby czerpiące przyjemność z zachowań seksualnych z osobnikami z tej samej płci twierdzą czasem, że "zawsze ich interesowała nagość osób tej samej płci", ale są to wyłącznie dane anegdotyczne, czyli żadne. Można założyć, że skoro osoby te otwarcie określają same siebie jako "geje", to przeszły już inicjację seksualną. Czy taka inicjacja nie mogła mieć wpływu na późniejsze wybory?

W czasach kiedy ja byłem nastolatkiem i czytałem książki o seksie paradygmatem była teza, że o późniejszych wyborach decyduje prawo pierwszych połączeń, czyli inaczej - że pierwsze doświadczenia sprawiające przyjemność są następnie powtarzane. Czyli że jeśli ktoś miał inicjację z osobą tej samej płci, to następnie dążył do podobnych przeżyć. To nie była teoria naukowa oparta na badaniach, natomiast opierała się na założeniu, że wszyscy ludzie rodzą się tacy sami, a jedynie doświadczenia życiowe wpływają na późniejsze wybory. Ta teza została zastąpiona inną tezą, również nie opartą na badaniach, ale wychodzącą z założenia, że niektórzy ludzie wprawdzie wyglądają tak samo jak wszyscy, ale są już od urodzenia inni. Ta teza rozpowszechniona została tylko przez wielokrotne powtarzanie. Nie ma i nie może ona mieć podstaw naukowych.

Aby mieć rzeczywiście naukowe dane na temat tego, czy inicjacja seksualna z osobą tej samej płci ma wpływ na późniejsze wybory osoby poddanej takiej inicjacji, musielibyśmy przeprowadzić eksperyment - na przykład pewną grupę ludzi nieaktywną seksualnie poddać inicjacji z osobami tej samej płci, inną grupę kontrolną, również nieaktywną seksualnie, poddać inicjacji z osobami płci przeciwnej, a następnie mieć dane dotyczące ich późniejszych wyborów. Taki eksperyment nie tylko nie został przeprowadzony, ale przeprowadzony być nie może, bowiem w naszej kulturze jak dotąd (Bogu dzięki) inicjacja seksualna uważana jest za sferę życia zbyt intymną, by być przedmiotem eksperymentów. Dlatego właśnie trudno mi sobie wyobrazić jakikolwiek eksperyment w tej dziedzinie. Tymczasem bez przeprowadzenia badań naukowych teza, że niektórzy ludzie wyglądają wprawdzie tak samo, ale w rzeczywistości są inni niż wszyscy - jest bezpodstawna.

Piszę o wyborach (tych po inicjacji seksualnej), bowiem decyzja o tym z kim prowadzić życie seksualne - jest zawsze wyborem. Skłonności mogą mieć wpływ na wybory, ale to nie one są decydujące. Człowiek może mieć skłonność do jedzenia smacznych rzeczy na sam ich widok, ale przecież nikt je prosto z półki apetycznie zaprezentowanej żywności w supermarkecie. Wiele osób może mieć skłonność do współżycia seksualnego z osobami innymi niż współmałżonek, jednak wybiera wierność współmałżonkowi. Oczywiście jest też wiele osób, które wybierają niewierność albo i rozpustę, ale to nie skłonność jest tu decydująca. Osoby wybierające celibat wcale niekoniecznie mają do niego skłonność, podobnie jak osoby decydujące się na post wcale niekoniecznie mają skłonność do niejedzenia. Zwracam przy tym uwagę, ze piszę wprawdzie o wyborach, ale nigdzie nie napisałem, że którykolwiek wybór jest naganny.

Ten artykuł nie zawiera ocen. Jeżeli czytelnik w tym artykule widzi oceny, to sam jest ich źródłem. W żadnym miejscu nie jest tu napisane, że czerpanie przyjemności ze stosunku seksualnego z osobami tej samej płci jest naganne. Co najwyżej z tezy (oczywistej), że narządy rodne służą do prokreacji, a przyjemność doznawana przy tej okazji jest elementem podrzędnym - można wywnioskować, że doznawanie przyjemności z zachowań seksualnych z osobami tej samej płci jest zachowaniem zastępczym, czyli że narządy rodne są używane do osiągania przyjemności z pominięciem ich głównej funkcji. Tyle że taki wniosek nie jest w żadnym razie oceną. Nigdzie w tym tekście nie jest powiedziane, że zachowania zastępcze są naganne. Co więcej - wszelkie zachowania seksualne, które mają dostarczyć przyjemności nie doprowadzając do ciąży, są w takim sensie zachowaniami zastępczymi. Dotyczy to również praktyki okresowej wstrzemięźliwości, czyli powstrzymywanie się od stosunku (heteroseksualnego) w okresie płodnym kobiety, ale praktykowanie go w okresie niepłodnym. Zatem jeśli ktoś w moim tekście widzi ocenę, ten tak naprawdę sam ocenia. I w tym właśnie jest istota sprawy.

Teza o wrodzonej skłonności do pewnych zachowań seksualnych jest (jak wynika z powyższego tekstu) pozbawiona racjonalnych podstaw, a jednak jest z jakiegoś powodu uparcie głoszona. Z jakiego powodu? Jestem skłonny sugerować, że odpowiedź jest zawarta w samej tej tezie. Wrodzone skłonności miałyby tłumaczyć pewne zachowania. Tylko po co takie tłumaczenie? Dla porównania preferencje kulinarne są również różne, a przecież nikt nie powtarza uparcie tezy o wrodzonej skłonności do tej czy innej preferencji kulinarnej. No tak, ale nikt nie uznaje żadnej preferencji kulinarnej za naganną. A kto uznaje za naganne preferencje seksualne? Otóż jestem skłonny przypuszczać, że sam fakt szukania usprawiedliwienia dla jakichś zachowań seksualnych sugeruje, że owi szukający uważają tego rodzaju zachowania za naganne.

Dodatkowym problemem jest użycie słów "miłość" i "kochanie". Niektórzy podobno "kochają" osoby tej samej płci i dlatego powinni z tymi osobami współżyć seksualnie. W zasadzie jest to nadużycie, świadome mieszanie pojęć ułatwione tym, że słowa "miłość" i "kochanie" mają wiele znaczeń, nierzadko przeciwstawnych. Nikt się przecież nie dziwi miłości między rodzicami a dziećmi (a więc także między matką a córką lub między ojcem i synem), ale jeśli w tym kontekście zachodzą jakieś kontakty seksualne, są one uważane (nawet w naszym świecie pomieszanych pojęć) za zboczenie. Jednakże słowo "miłość" może mieć znaczenia przeciwstawne nawet w sytuacji, kiedy kontakt seksualny nikogo by nie dziwił. Mężczyzna kochający kobietę zamężną może (jednym znaczeniu tego słowa) robić wszystko, by mieć ją dla siebie, a więc i doprowadzić do rozpadu małżeństwa, może też (w przeciwnym znaczeniu) robić wszystko, by była szczęśliwa w swym małżeństwie (tak jak robił główny bohater filmu "Casablanca"). Dlatego twierdzenie, że "miłość" musi prowadzić do kontaktów seksualnych, jest nieuzasadnione. A jednak jest uparcie powtarzane. Dlaczego? Znów mi to wygląda jakby ktoś szukał usprawiedliwienia dla zachowań, które sam w głębi serca uważa za naganne.

Jednakże jest też bardziej złowroga strona tezy, że niektórzy ludzie wprawdzie wyglądają tak samo, ale w rzeczywistości są od urodzenia inni niż otaczająca ich większość. Taka teza była już kiedyś głoszona, też stała się paradygmatem przez czcze powtarzanie, powtarzana była przez autorytety z tytułami uniwersyteckimi, poparta wywodami uznawanymi podówczas za "naukowe". Żeby nie być gołosłownym rzucę jedno nazwisko: Houston Stewart Chamberlain, sztandarowa postać tak zwanego "naukowego rasizmu". Głosił on, że niektórzy ludzie wprawdzie wyglądają tak samo jak inni, ale mają wrodzoną tendencję do niszczenia społeczeństwa i w zasadzie należałoby się ich pozbyć. Wtedy nie chodziło o skłonności do zachowań seksualnych tylko o to, jaką religię wyznawali przodkowie. Wtedy również nie było żadnych badań, które można by uznać za naukowe, było jedynie powtarzanie. Jak się to wszystko skończyło, wiadomo.


* * *

Kilka słów gwoli powtórki, bo mam wrażenie że trzeba tu trochę łopatologii.

Ten tekst jest świadomie napisany bez oceniania by było jasne, że oceniającym jest tak naprawdę czytelnik. Piszę wprawdzie o wyborach, ale nigdzie nie jest napisane, że ten czy inny wybór jest naganny. Jeśli czytelnik widzi w tym tekście ocenę, to on jest jej źródłem. Napisałem ten tekst widząc, że teza o "wrodzonej" skłonności do pewnych zachowań stała się jakby paradygmatem, a ja sądzę, że nie ma on żadnych podstaw.

Celem tego tekstu nie jest ocenianie i tak naprawdę moja ocena tej czy innej aktywności jest tu bez znaczenia. Celem tego tekstu jest pokazanie, że:

  • - samo szukanie usprawiedliwienia dla jakieś aktywności jest podbudowane oceną, czyli inaczej kto szuka usprawiedliwienia, ten sam tak naprawdę ocenia (oczywiście negatywnie, skoro szuka usprawiedliwienia).

  • - twierdzenie, że pewne skłonności seksualne są wrodzone, nie ma i nie może mieć uzasadnienia naukowego, bowiem ewentualne badania dotyczyłyby sfery zbyt intymnej, by mogła być przedmiotem eksperymentów. Dlatego takie uparcie powtarzane twierdzenie jest w swej istocie szukaniem usprawiedliwienia.

Nie jest celem tego tekstu udowodnienie, że pewne skłonności nie mogą być wrodzone, a jedynie, że nie można takiej wrodzoności naukowo udowodnić. Skoro nie można udowodnić wrodzoności, to nie można również udowodnić tezy przeciwnej, ale to nie ma się nijak do argumentu: twierdzenie, że pewne skłonności seksualne są wrodzone, nie ma i nie może mieć uzasadnienia naukowego.

Piszę też o oczywistościach, bo w dzisiejszym świecie "nauka" stała się jakimś fetyszem, osoba z tytułem naukowym jest - niczym jakiś kapłan - niepodważalnym autorytetem. A przecież do niektórych twierdzeń wcale nie trzeba nauki, bo są oczywiste. Mi chodzi przede wszystkim o jasność myślenia. Teza o "wrodzoności" jest akurat w modzie, moda z całą pewnością przeminie, natomiast istotne jest, by nie przeminęła jasność myślenia.

I na koniec trochę łopatologii o ostatnim akapicie. Obecnie modne są zarówno teza o "wrodzonej skłonności do pewnych zachowań" jak i pozytywne nastawienie wobec osobników, którzy takie "wrodzone skłonności" mają. To się może zmienić, na przykład może pozostać teza o "wrodzoności", a pozytywne nastawienie się może przestać być pozytywne. Nastawienie do Żydów zmieniło się diametralnie, tak samo może się zmienić nastawienie do gejów. Już w tej chwili zaczyna się uważać skłonność do pedofilii za wrodzoną, ale już nastawienie do osób ją przejawiających pozytywne nie jest. Czy trudno sobie wyobrazić nagonkę na ludzi o takich czy innych skłonnościach, a za ileś tam lat przejęcie władzy przez jakąś partię, która będzie wcielać w życie jakieś absurdalne tezy? Dlatego uważam, że obrona jasności myślenia jest bardzo istotna.



Więcej podobnych tekstów z dodatkiem adrenaliny w mojej książce 

"ADRENALINA, czyli antologia przeciwnych poglądów"



No comments:

Post a Comment